Kto chce, to niechaj słucha,
Kto nie chce, niech nie słucha,
Jak balsam są dla ucha
Morskie opowieści.
Kto chce, to niechaj wierzy,
Kto nie chce, niech nie wierzy,
Nam na tym nie zależy,
Więc wypijmy jeszcze.
Łajba to jest morski statek,
Sztorm to wiatr, co dmucha z gestem,
Cierpi kraj na niedostatek
Morskich opowieści.
Pływał raz marynarz, który
Żywił się wyłącznie pieprzem,
Sypał pieprz do konfitury
I do zupy mlecznej.
Może ktoś się bardzo zżymał,
Mówiąc, że to zdrożne wieści,
Ale to jest właśnie klimat
Morskich opowieści.
Kto chce, ten niechaj wierzy,
Kto nie chce, niech nie wierzy,
Nam na tym nie zależy,
Więc wypijmy jeszcze
Był na Lwowie raz praktykant,
Dwumetrowy wielki taki,
przy kotwicznym kabestanie,
Połamał handszpaki.
Kolumb odkrył Amerykę,
Kiedy ścigał się z Halikiem,
Indianie się zarzekali,
Że pierwszy był Halik.
O wyprawie wokół globu,
Też fałszywe są pogłoski,
Pierwszy żaden tam Magellan,
Tylko Baranowski.
Znałem kiedyś kapitana
wielki był wielbiciel sportu
Stawiał żagle na fujarze
I wychodził z portu
Rudy Bronek, kiedy popił,
Robił bardzo groźne miny,
W Sztokholmie skakał
do wody i gonił rekiny.
I choć rekin twarda sztuka,
Ale Bronek w wielkiej złości
Łapał gada za ogona
I mu łamał kości
W trakcie postoju w porcie kapitan wypadł do wody kiedy pomagali jemu wyjść na pokład
na pytanie czego tam szukał odpowiedział “goniłem rekina”.
Był na “Gwarku” raz oficer
Krewną swą ze sobą włóczył
Targał ja po całym jachcie
Wachcie swej poruczył
Był na “Gwarku” młodszy majtek
Miał „carmeny” do wąchania,
„Sporty” zabrał do palenia
Gitarę do grania.
Małysz siedzi już na belce,
Patrzy ze spokojem z góry,
Jak się wkurwi to doleci
Na same Mazury.
Raz na Zegrzu była flauta,
Nagle w żagle coś nam dmucha,
A to płuca nadweręża
Włodek Zawierucha.
Kto chce, ten niechaj wierzy,
Kto nie chce, niech nie słucha.
Kto najlepszym KWŻ-etem?
Włodek Zawierucha.
Bosman portu "harleyowiec",
Co się na nas zawsze złościł,
W nodze, po licznych wypadkach
Ma plastik, nie kości.
Na jeziora wypłynęła
Galera z galerniczkami
Strzegł tam władzy kapitana
“Kot z pięcioma ogonami”
Gdy któraś coś źle zrobiła,
Wieczorem przy całej grupie,
Brał kapitan w rękę “kota’.
Bił po gołej pupie.
Rączka na niej pięć rzemyków
Dość “niewinnie” wyglądało
Lecz na mokrą goła pupę
Naprawdę bolało
Kiedy robiąc zwrot przez rufę
Jolka grota nie wybrała
To na apelu wieczornym
Trzy “koty” dostała
Basia idąc do “człowieka”
wykonała wiele zwrotów
i na apelu wieczornym
dostała sześć “kotów”
Przy podejściu do pomostu.
Kasia dziobem uderzyła
Za to po zachodzie słońca.
Dupcia w pręgach była.
Zapytacie galerniczek
Czy te razy się przydały
tak, bo kiedy był egzamin
Wszystkie dobrze zdały
Nelson, angielski Admirał,
Strzeliłby se w łeb i kwita,
Gdyby wiedział co dokonał,
Kloss, zwykły kapitan.
Kloss uciekał Niemcom zawsze
Nigdy jego nie złapali
A dorównać mu potrafił
Jedynie pies Szarik
U sąsiadów w Ukrainie
W Czernobylu pierdyknęło,
Elektrownia wyleciała
Pół miasta zginęło
Ruscy chcieli to zataić
Nikt nie wiedział co się dzieje
Ale Szwedzi wyczaili
I się lugol leje
Ref.: Hej, ha, lugola nalej,
Hej, ha, probówki wznieśmy,
Na chorobę popromienną,
Jest to lek najlepszy.
Bracia nic nie powiedzieli,
Myśleli, że się rozwieje,
Ale Szwedzi namierzyli,
Już się lugol leje.
Ciągle straszą nas Reganem,
Rakietami i kosmosem,
A tu bracia robią prezent
Pod samiutkim nosem.
Kiedy tylko coś tam gruchnie,
Wschodni wiatr ku nam zawieje,
Wtedy każdy chętnie spieprza
W niedostępną knieję.
Na Podlasiu się rozeszła
Wieść, co przyszła prosto z pola:
Chodźcie ludzie do ośrodka,
Dają tam lugola.
Krów na łące paść nie można,
Choć stężenie ciągle spada,
TASS agencja przecież wszędzie
Ciągle o tym gada.
Pierwszy Maja - Święto Pracy,
Na ulicach tłum wariuje,
A tu miłość od przyjaciół
Ciągle promieniuje.
Kiedy włosy mi wypadną
I biegunka mną zawładnie,
Co ja wtedy sobie myślę,
Tego nikt nie zgadnie.
W głowie coś mi strasznie łupie,
Skóra schodzi też płatami,
Lecz Ty miej to wszystko w dupie,
Śpiewaj razem z nami.
Kiedy zęby Ci wylecą,
Łysa pała Ci zostanie,
Wspomnisz Bracie dawne czasy,
Hej, lugola nalej!
Pij lugola, pij na zdrowie,
To się może przydać jeszcze,
Bo w Żarnowcu już budują,
Skończą za lat dwieście.
Na Europę padł strach blady,
Co sprytniejszy schron buduje,
Płaszcz gumowy na się wkłada,
Mleka nie kupuje.
A ja przecież wdzięczny jestem,
W sercu się zabliźnia rana,
Że mi zginąć nie pozwolą
Od rakiet Reagana.
Pływał sobie kleryk, który
Myślał, że go dupa boli,
Patrzy, a tu arcybiskup
W koi go pierdoli.
Aby o arcybiskupie
Naród długo nie pamiętał.
Zaraz na pożarcie jemu
Dali dyrygenta
Jak spod Helu raz dmuchnęło,
Żagle zdarła moc nadludzka,
Patrzę - w koje mi przywiało
Nagą babkę z Pucka.
Niech drżą gitary struny,
Niech wiatr grzywacze pieści,
Gdy płyniemy pod banderą
Morskich opowieści.
Był na "Lwowie" młody majtek,
Co nie ruchał przez rok chyba,
i wytryskiem swojej spermy
Zabił wieloryba
Raz bosmana rekin pożarł,
Lecz nie smućcie się kochani,
Bosman żyje, rekin umarł,
Zatruł się zbukami.
Kiedy bosman trypra złapał,
Obciął sobie własnym nożem,
A gdy rzucił go za burtę,
To wezbrało morze.
Hej bo wesoły uśmiech,
W czas burzy jest pogodą,
Uśmiech ku brzegom pędzi,
Rozgniewaną wodę.
Żagiel mój burzę niejedną przetrwał,
Nie raz nad głową wiatr kłębił chmury,
Bardziej o fajke dbam, by nie zgasła,
Niz o własną skórę.
Znałem kiedyś Chinkę w barze,
Co śpiewała piosnki sprośne,
Gdy kimono swe rozdziała,
Cycki miała skośne
Pływał z nami raz szantymen,
śpiewał bardzo niskim basem,
W rękach zawsze miał gitarę,
Ster trzymał kutasem
Kiedy mocny szkwalik przywiał,
Ster mu w jaja tak przywalił,
Już nie basem, a sopranem,
Panny w porcie bawił.
Gdy przy sterze dzisiaj siedzi,
Szanty sobie dalej śpiewa,
Bez akordów i gitary,
Tylko a'cappella.
Grant Kapitan z żoną pływał,
Nie dopatrzył raz załogi,
Odtąd ma bachorów kupę,
A na głowie rogi.
Znałem kiedyś kurtyzanę,
Co się zwała Ruda Brona,
W pół godziny obskoczyła
Eskadrę Nelsona.
Była raz w Londynie kurwa
Tak w rzemiośle wyrobiona,
Że w dwie doby obskoczyła
Eskadrę Nelsona.
Żyła raz w Londynie dziwka,
Co ją zwali Krwawa Bronka,
Bo jak zaciskała uda,
Obcinała członka.
I żadnemu żeglarzowi
Nie udało się jej dosiąść,
Bo dostawał opatrunek,
A ona korkociąg.
Ale trafił się marynarz,
Mieszkał podobno w Poczdamie,
Co drewnianą swą protezą
Zrobił kuku damie.
Znałem raz murzynkę w Rio,
Co w miłości była śmiała,
Nie uwierzysz daję słowo,
Całkiem w poprzek miała.
Znałem kiedyś pannę śliczną.
Maszty stawiać uwielbiała,
Chłopa z łajbą pomyliła,
Lecz nie żałowała.
Miała baba Mikołajka
Wciąż ciągnęła go za jajka,
Raz za jedno, raz za drugie,
Potem za to długie.
Znałem kiedyś marynarza,
Co miał pecha tak wielkiego,
Wsadził ptaszka między greting
I nie wyjął jego.
Znałem raz pewnego majtka,
Co miał oczy jak dwie cipy,
Złapał syfa w środku morza,
W dodatku od kipy.
A w połowie tego rejsu,
Majtek ów popełnił gafę
I z grotmasztu wpadł do wody
Jajami na rafę.
Pewien majtek miał dwie nogi,
Co się nie trzymały kupy,
Bo przed laty zbił majątek
Na dawaniu dupy.
Żyła w Gdańsku cnotka Zocha,
Z każdym chciałaby się kochać,
Lecz stalową cnotę miała,
Rzewnie więc płakała.
Zośka dzięki swym przymiotom,
Podpuszczalska była wielce,
Wielu więc miało złamane,
Niekoniecznie serce.
Larsen choć był harpunnikiem,
Nie mógł Zośce przebić cnoty,
Choć jednym rzutem harpuna,
topił trzy U-Booty.
Słuchaj rady młody majtku,
Strzeż się dziewcząt w Yokochamie,
Tam są gejsze takie szybkie,
Zgwałcą nim ci stanie.
Gdy kapitan zachorował,
Zrobiono mu lewatywę,
Wlano w niego galon wody,
Przez prezerwatywę.
Może biedak by wyzdrowiał,
Bo kuracja pierwsza klasa,
Ale kondom był dziurawy,
Dostał adidasa.
Mały Jasiu z brudnym pyskiem,
Na Darze Pomorza pływał,
A że krzywy miał interes,
Pysk se obsikiwał.
Kiedy smutno Ci na wachcie,
Chcesz rozerwać się troszeczkę,
Wkładasz granat między nogi
I ciągniesz zawleczkę,
Pływał raz marynarz który
Nosił w spodniach same dziury
Było widać przez te dziury
To co znoszą kury
Pij mój bracie, twoje zdrowie
Jutro ci się humor przyda
Spirytus ci nie zaszkodzi,
Sztorm idzie - wyrzygasz.
Kto chce, to niechaj słucha,
Kto nie chce, niech nie słucha,
Jak balsam są dla ucha
Morskie opowieści.
Od Falklandu-śmy płynęli,
Doskonale brała ryba,
Mogłeś wędką wtedy złapać
Nawet wieloryba
Kiedy znudzą Ci się szanty,
I żegluga, i Mazury,
Olej twego kapitana,
I spierdalaj w góry.
Znałem kiedyś marynarza,
Kochał piwo, no i tańce,
Jak się odlał to wypełniał
Śluzę na Guziance.
Raz stanąłem w Mikołajkach,
Patrzę, a tu spod "Pagaja"
Wychodzi stary marynarz
Bez lewego jaja.
W Mikołajkach żył raz żeglarz,
Zjadł grochówki talerz cały,
Potem pierdząc z rufy jachtu
Przepłynął kanały.
Do Giżycka dziś płyniemy,
Nieźle daje, szóstką wieje,
Jak tak dalej dobrze pójdzie,
Rozkurwimy keję.
Grant Kapitan z żoną pływał,
Nie dopatrzył raz załogi,
Odtąd ma bachorów kupę,
A na głowie rogi.
Była raz w Londynie kurwa
Tak w rzemiośle wyrobiona,
Że w dwie doby obskoczyła
Eskadrę Nelsona.
Żyła w Kołobrzegu dziwka,
Co ją zwali Krwawa Bronka,
Bo jak zaciskała uda,
Obcinała członka.
I żadnemu żeglarzowi
Nie udało się jej dosiąść,
Bo dostawał opatrunek,
A ona korkociąg.
Ale trafił się marynarz,
Mieszkał podobno w Poczdamie,
Co drewnianą swą protezą
Zrobił kuku damie.
W Amsterdamie była knajpa,
Która w herbie miała Gryfa,
Z której nikt nie wyszedł wcześniej,
Niż nie złapał syfa.
Eskimosi są weseli,
Myją moczem swoje żony,
Pędzą bimber z ryb popsutych
I zjadają wrony.
Grenlandczycy, lud gościnny,
Więc pracują gorączkowo,
Sprowadzają lód z Syberii,
Nie wiemy dla kogo.
Jak do Gdyni wracalismy,
Goła baba mi się śniła.
Gdy się rano obudziłem,
Dziura w burcie była.
Na Yan Mayen wielka draka,
Opowiem, jak rzecz się miała,
Kiedy wzięto nas za desant,
Ludność się poddała.
Kiedy szliśmy przez Pacyfik,
Wiatr pozrywał wszystkie wanty,
Przytuliłem się do klopa
I śpiewałem szanty.
Kiedy szliśmy przez Pacyfik,
Była wtedy straszna flauta,
Wprost na łajbę nam się zjebał
Ruski kosmonauta.
Powiedziała mi dziewczyna
Żeby wodą wódkę popić.
Ja jej na to: "Idź do diabła,
Czy chcesz mnie utopić?"
Znałem kiedyś pannę śliczną.
Maszty stawiać uwielbiała,
Chłopa z łajbą pomyliła,
Lecz nie żałowała.
Pływał raz marynarz, który
Żywił się wyłącznie wódką,
Dawał wódkę małolatom
No i prostytutkom.
Znałem raz pewnego majtka,
Kto nie wierzy, niech się śmieje,
Co swym chujem podczas wzwodu
Mógł zastąpić reje.
Znałem kiedyś marynarza,
Co miał pecha tak wielkiego,
Wsadził ptaszka między greting
I nie wyjął jego.
Znałem raz pewnego majtka,
Co miał oczy jak dwie cipy,
Złapał syfa w środku morza,
W dodatku od kipy.
A w połowie tego rejsu,
Majtek ów popełnił gafę
I z grotmasztu wpadł do wody
Jajami na rafę.
Pewien majtek miał dwie nogi,
Co się nie trzymały kupy,
Bo przed laty zbił majątek
Na dawaniu dupy.
Pływał raz po morzu kucharz,
W rękach praktyk był Onana,
A załoga się dziwiła
Skąd w kawie śmietana.
Pływał raz marynarz, który
Chuja miał jak trzy armaty
I wytryskiem swej giwery
Zatapiał fregaty.
Znałem raz pewnego kuka,
Co nie dupczył przez rok cały
I jak wsadził rybie w dupę,
To jej wyszły gały.
W dawnych czasach na żaglowcach
Żyły kozy tresowane,
Mogły one Ci zastąpić
Każdą kurtyzanę.
A gdy koza szła do kotła,
Bo czasami tak się zdarza,
To wtedy załoga cała
Jebała kucharza.
Pewien majtek miał papugę
Najsłynniejszą w całym świecie,
No bo była okrętową
Mistrzynią w minecie.
Za usługi tej papugi
Majtek pobierał dolara,
Nic dziwnego, w długim rejsie
Wzbogacił się zaraz.
A dla kogo za papugę
Była to za duża kwota,
Mógł pożyczyć od bosmana
Szczerbatego kota.
Pływał raz marynarz młody,
Co go nazywali pszczółką,
Dupcył wszystko prócz zegara,
Chyba, że z kukułką.
Żyła raz papuga, która
Miała tę jedną zaletę,
Że jak żadna inna dziwka
Robiła minetę.
Był na morzach taki zwyczaj
Iż załoga na żaglowce,
Że nie mogła zabrać żony,
Zabierała owce.
Nasz kapitan - twarda sztuka,
Nikt go dzisiaj nie odszuka,
Ale w końcu się skupimy
I mu wpierdolimy...
Była sobie kiedyś łódka,
Gdzie się ciągle lała wódka,
Opierdalał się tam sternik
- Czerwony Październik.
Tam przy burcie bosman pije,
konia przy tym sobie bije,
ale pić szybko nie może,
bo się zrzyga w morze.
Szczur lądowy - twarda sztuka,
Ciężko zabić go czymkolwiek,
Lecz gdy w morze miałby ruszyć,
Narobiłby w spodnie.
Statek z portu już wypływa,
Każdy w kącie ściska babę,
Smutny tylko jest Warszawiak,
On kocha Warszawę.
My jesteśmy Warszawiaki,
Co palymy kataryny,
Żagle stoją nam w łopocie,
My to pierdolymy.
Była sobie kiedyś łódka,
Gdzie się ciągle lała wódka,
Opierdalał się tam sternik -
"Czerwony Październik".
Gdy do portu przybijemy,
Wszyscy się do knajpy pchają
I już po godzinie picia
Nogi wyciągają.
W knajpie "Pod ponurą małpą"
Rządzi jedna z takim zadkiem,
Że niejeden już nie wiedział,
Co zrobić z uszatkiem.
Gdy kolejki nie dotrzymasz,
To z kompanią się pożegnaj.
Widać, Bracie, żeś jest ceper,
Dupa, a nie żeglarz.
Hej, chwała Panu Bogu,
Hej, Panu Bogu chwała,
Hej, kościół się zawalił,
Tawerna ostała.
Był raz szyper kutra "Brzytwa",
Jedna myśl go wciąż trapiła,
Bo on myślał, że ma trypra,
A to była kiła.
Popłynęła kiedyś z nami
Pewna dama dla ochoty,
Powróciła cała, zdrowa,
Ale już bez cnoty.
Nasz Kapitan twarda sztuka,
Nikt go tutaj nie oszuka,
Ale w końcu się skupimy
I mu wpier...my.
Na fregacie nie ma zmiłuj,
Zapier...ać trza od rana,
A wieczorem polerować
Laskę Kapitana.
Bosman na gitarze grywa,
Idzie mu to całkiem klawo,
Czasem chwyty popierdoli,
Wszyscy biją brawo.
Sternik, stary pijanica,
Ciągle biega, wódki szuka,
Jeden dzień bez alkoholu
I wyzionie ducha.
Znałem raz księżniczkę, która
Cipkę miała tak malutką,
Że dawała tylko z tyłu
I to krasnoludkom.
Płynie sobie statek prosto,
A załoga rzyga ostro,
Kiedyś woził on banany,
A dziś zarzygany.
Był raz sobie sternik, który
Na silniku ciągle pływał,
A że halsów nie rozróżniał,
Żagli nie używał.
Jak pływałem z chłopakami,
Cały miesiąc się nie myli,
Gdy poszli do "Tropicany",
To ich nie wpuścili.
Raz kapitan na żygaczu
Cały dzień przesiedział w sraczu.
Że turyści się nudzili,
Żygacz podpalili.
Znów pływaliśmy wieczorem,
A tu patrol z inspektorem,
Światła lśnią, syreny słyszę -
Mandat za pięć dyszek. (50 zł)
Kumpel gryzie już paznokcie,
Zęby chodzą niczym pilnik.
Co jest? - szturcham kumpla łokciem.
Mieli lepszy silnik!
Stąd nauka płynie prosta:
Jeśli pływać chcesz wieczorem,
Wyczarteruj łajbę z ponad
Stukonnym motorem.
Zwrotka ta jest ku przestrodze
Tych, co Włocha chcą w załodze.
Włosi zamiast śpiewać szanty
Haftują zza wanty.
Znacznie większa jest pociecha
Na jachcie z kucharza - Czecha.
Choć podaje knedle z ciastem,
Jest śmiesznym balastem.
Była dziwka w Węgorzewie,
Co kochała się na drzewie.
Pagaj z tego drzewa właśnie
Na pewno nie trzaśnie!
Żywy fracht nam pożarł flarę;
Z zada czuć mu było siarę.
Był to - w co nikt nie w uwierzy
- Żubr wprost z Białowieży.
Weź do ręki złoty trunek,
Polej go na takielunek.
Żaglom co piwka dostały
Nie straszne są szkwały.
Każdy naród ma swą mowę,
Taką mają też żeglarze,
Jak bardzo ważna to sztuka,
Zaraz się okaże.
Świeży adept na żeglarza
Krzyknął do kursantki młodej,
- Hej, Maryśka, jeno w mig tam,
Puść się na dziobowej!
A gorliwa Marysieńka
Do komendy wykonania,
Cumę ciągle dzierżąc w ręku,
Stoi bez ubrania.
Znałem kiedyś marynarza,
Był najlepszy zaraz po mnie,
Gdyśmy w Świnoujściu chlali,
Nasrał mi na spodnie.
Kiedy pływaliśmy razem,
Nie było nam równych prawie,
Aż do czasu, kiedy poznał
Dziewczę na zabawie.
Zaraz stracił humor cały
Wciąż wpatrzony w nią jak ciele,
A najgorsze, że zapomniał,
Co to przyjaciele.
Kiedy ciężko Ci na duszy,
Kiedy w gardle znów Cię suszy,
Walnij sobie przyjacielu
Dużą dawkę chmielu.
Hej, ha, nalejcie piwa,
Niech się wszystkim w głowach kiwa,
Hej, ha, nalejcie piwa,
Niech się w głowach kiwa.
Czy wesele, czy też pogrzeb,
W domu, pracy, nawet szkole,
Zdrowiej z kufla ściągać browar,
Niż doić jabola.
Każdy rano leczy kaca,
Każdy w kącie obiad zwraca,
W głowie szumi myśl leniwa,
Nigdy więcej piwa.
I gdy skończy się choroba,
Chociaż ciągle ciąży głowa,
Uparcie biegniesz do baru,
Zaczerpnąć z browaru.
Jedni jadą sobie w góry,
Drudzy jadą na Mazury,
A ja biorę swój Komarek,
Zapierdzielam na browarek.
Hej, ho, butelka piwa,
W czasie burzy jest osłodą,
Pijmy więc dużo piwa,
Z tą brzozową wodą.
Okocimskie czy Wareckie
Świętokrzyskie czy Żywieckie
Każde piwo, każde zdrowe
Jak na moją głowę
Siedzi diabeł na odpuście,
Słychać - w kuflu piwo chluśnie,
Zstąpił anioł z nieba szczytu,
Lecz nie miał kredytu.
Kiedy w dawnych czasach żyli,
Dobre piwo już robili,
Pili piwo pradziadowie,
Będą pić synowie.
Hej-że-ho! Polejcie piwa,
Niech się wszystkim głowa kiwa.
Hej-że-ho! Polejcie piwa,
Niech się głowa kiwa.
Pij więc chłopcze, pij na zdrowie,
Nie próbuj tracić kolejki,
No, bo jaki żeglarz w świecie,
Stroni od butelki?
Hej, ha! Kolejkę nalej!
Hej, ha! Kielichy wznieśmy!
Po kolejnej setce czystej
Pływać nam się zechce!
A gdy z sił już opadniemy,
Setkę znowu wypijemy
I od razu przyjdzie humor
Do picia na umór.
Gdyby ta kuracja kiedyś
Skutku w mig nam nie przyniosła,
Znaczy wódka była chrzczona,
Zmienić trzeba lokal.
A gdy siły nas opuszczą,
Każdy zaśnie pod pokładem,
Nie dobudzi nas kapitan,
Nawet samopałem.
Wyślesz żeglarza młodego,
Po kilwater do bosmana,
Już nie wróci, będzie szukał
Do samego rana.
W Węgorzewie mieszka dziewka,
Co każdemu się oddaje,
Z dołu Puszcza Amazońska,
Z góry Himalaje.
A jej siostra chodzi smutna,
Użyć też by sobie chciała,
Z góry Stepy Akermańskie,
A z dołu Sahara.
Była raz panienka, która
Chciała wskoczyć mi na prącie.
Jak się mama dowiedziała,
Tydzień stała w kącie.
Hej, ho, Angelika,
Hej, ho, Angelika,
Hej, ho, Angelika,
Wskocz mi na konika!
Gdy już mama karę zdjęła,
Macać znowu mnie zaczęła,
Wciąż pytając tak dla ściemy,
Co tam mam w kieszeni?
Była sobie Pchła-Szachrajka,
Co mi chciała lizać jajka.
Jak do gęby je wsadziła,
To się udusiła.
Znałem w pewnym porcie dziewkę,
Była kiedyś niezła laska,
Odkąd walec ją przejechał,
Jest jak decha płaska.
Kiedy miodek szumi w głowie,
Zbiera się nam na wyznania,
Jak to było na początku
Naszego pływania.
Wiosłowanie trudna sztuka,
Więc do pniaka uwiązali.
Próbujemy drzewo wyrwać
Razem z korzeniami.
Gdy wiosłować już umiemy,
Nawet w miarę równo, składnie,
Trzeba żagle tak postawić
By nie spocząć na dnie.
Żagle białe już wciągnięte,
Mnóstwo było z tym zachodu,
Wreszcie stało się - płyniemy,
Lecz rufą do przodu.
Przy czwóreczce to DZ-ta
Jest łódeczką dla rajdowca,
Raz mieliśmy na bukszprycie
Głowę surfingowca.
Barka keją treningową,
Fakt pożałowania godny,
Gdy prędkości nie wytracisz,
Masz okręt podwodny.
Więc kursanci na manewrach
Mieli z faktem niezłą walkę,
Raz miast żagle poluzować
Przyjebali w barkę.
Płynie łódź moja wzburzonym morzem,
Brzegu nie widać, wiatr w żagle wieje.
Inny by pewnie już stracił głowę
Ja się tylko śmieję:
Pływał z nami pewien gościu,
Z prostszym rozumem od knagi,
Gdy się dorwał chłop do rumpla,
Kręcił rufo-sztagi.
Znałem pewnego żeglarza,
Pływaliśmy razem Tangiem,
Był tak silny, że na chuju
Umiał podnieść sztangę.
Pływał raz marynarz, który
Walił spiryt z grubej rury,
Główka go też nie bolała,
Bo to był nasz FALA.
Ryży Czajnik, kiedy popił,
Robił bardzo głupie miny,
Czasem rzygał do kokpiku
I podpieprzał liny.
Przyszedł bosman do tawerny,
Piwo!!! wrzasnął gromkim głosem
I od razu dostał w zęby -
Nie powiedział "proszę".
Szczur lądowy - twarda sztuka,
Ciężko zabić go czymkolwiek,
Lecz gdy w morze miałby ruszyć,
Narobiłby w spodnie.
Statek z portu już wypływa,
Każdy w kącie ściska babę,
Smutny tylko jest Warszawiak,
On kocha Warszawę.
My jesteśmy Warszawiaki,
Co palymy kataryny,
Żagle stoją nam w łopocie,
My to pierdolymy.
Gdy do portu przybijemy,
Wszyscy się do knajpy pchają,
I już po godzinie picia
Nogi wyciągają.
W knajpie "Pod ponurą małpą"
Rządzi jedna z takim zadkiem,
Że niejeden już nie wiedział,
Co zrobić z uszatkiem.
Gdy kolejki nie dotrzymasz,
To z kompanią się pożegnaj.
Widać, Bracie, żeś jest ceper,
Dupa, a nie żeglarz.
Kiedy rum zaszumi w głowie,
W knajpie ruda tańczy cizia,
Każdy chętnie zapomina,
Co go w dupę gryzie.
Popłynęła kiedyś z nami
Pewna dama dla ochoty,
Powróciła cała zdrowa,
Ale już bez cnoty.
Na fregacie nie ma zmiłuj,
Zapierdalać trza od rana,
A wieczorem polerować
Laskę Kapitana.
Bosman na gitarze grywa,
Idzie mu to całkiem klawo,
Czasem chwyty popierdoli,
Wszyscy biją brawo.
Sternik, stary pijanica,
Ciągle biega, wódki szuka,
Jeden dzień bez alkoholu
I wyzionie ducha.
Znałem raz księżniczkę, która
Cipkę miała tak malutką,
Że dawała tylko z tyłu
I to krasnoludkom.
Płynie sobie statek prosto,
A załoga rzyga ostro,
Kiedyś woził on banany,
A dziś zarzygany.
Znałem kiedyś kapitana,
Urodził się chyba w piekle,
Bo jak nie miał co wyruchać,
To wyruchał szeklę.
Każdy żeglarz wie od dziecka,
Co to "Czysta", co "Bałtycka",
I już jako jędrny malec
Macza w wódzie palec.
Pływał kiedyś majtek jeden
Masochista-pederasta,
Swe klejnoty często prażył
W prodiżu do ciasta.
A, że właśnie na tym statku,
Był cholerny problem z cukrem,
Wszyscy ciągle się dziwili,
Skąd to ciasto z lukrem?
Gdy w żołądku tłuką fale
I chęć życia znika wszelka,
Nie trać bracie animuszu -
Jest jeszcze butelka!
Komu się białe myszki nie śnią,
Ten za życia leży w dole,
My popłyńmy z naszą pieśnią
Poprzez monopole.
Źle w łódeczce jest baryłce,
Źle w łódeczce jest wódeczce.
Chcecie wiedzieć, gdzie jej dobrze?
Wlejcie mi szklaneczkę!
Kiedy nic Ci nie wychodzi,
Kiedy tęskni się do mamy,
Ktoś nam rzuca hasło: "Nalej!"
I się zalewamy.
A na widok iceberga
Każde ciało drży w kożuchu,
Jaś Pobożny śpiewa psalmy,
A my - po maluchu!
Jeśli myślisz, że piosenka
Trochę się nie trzyma kupy,
To układaj własne zwrotki,
Nie zawracaj dupy.
Kumpel nazwać swoją łajbę
Chciał tytułem jakiejś pieśni,
Ja mu na to - daj jej imię
"Morskie Opowieści".
Był raz sobie sternik, który
Na silniku ciągle pływał,
A że halsów nie rozróżniał,
Żagli nie używał.
Jak pływałem z chłopakami,
Cały miesiąc się nie myli,
Gdy poszli do "Tropicany",
To ich nie wpuścili.
Raz kapitan na żygaczu
Cały dzień przesiedział w sraczu.
Że turyści się nudzili,
Żygacz podpalili.
ps. Żygacz, żygadło - jest to dość popularne wśród żeglarzy
określenie jednostki pływającej "Ż"eglugi Mazurskiej. :-)))
Każdy naród ma swą mowę,
Taką mają też żeglarze,
Jak bardzo ważna to sztuka,
Zaraz się okaże.
Świeży adept na żeglarza
Krzyknął do kursantki młodej,
- Hej, Maryśka, jeno w mig tam,
Puść się na dziobowej!
A gorliwa Marysieńka
Do komendy wykonania,
Cumę ciągle dzierżąc w ręku,
Stoi bez ubrania.
Zgraja tłoczy się przy barze,
Śmierdzi potem knajpa cała,
Piękna Lola weszła nagle,
Zgraja zawołała.
Kiedy w rejs znowu wypłynę,
Miej w pamięci wspólne chwile,
Walkę będę z sobą toczył
I o swoje życie.
Hej, bracie, wódki polej,
Niech mi gardło znowu pieści,
Taka jest życiowa kolej
Morskich Opowieści.
Piwko w barze się skończyło,
I już nie ma kogo pieścić,
Zanuć sobie do poduszki
Morskie Opowieści.
Kiedy pływaliśmy razem,
Nie było nam równych prawie,
Aż do czasu, kiedy poznał
Dziewczę na zabawie.
Zaraz stracił humor cały
Wciąż wpatrzony w nią jak ciele,
A najgorsze, że zapomniał,
Co to przyjaciele.
Tak to człeku w życiu bywa,
Gdy Ci baba na łeb wlezie,
Jak Cię wciśnie pod pantofel,
To tak, jakbyś nie żył.
W wokółziemski rejs ruszałem,
Było w mediach dużo krzyku,
Ale zawsze dopływałem
Do knajpy w... Szczedrzyku!
W wokółziemski rejs ruszałem
Marząc o niejednym porcie,
Ale zawsze dryfowałem
Do "Zęzy" w Sztynorcie.
Choć dmuchało tylko "cztery",
Jechaliśmy wciąż "na kancie",
Bo stawiałem genakera
Na własnym palancie!
Gdy nam dno przebiła rafa
I nasz szyper wpadł w panikę,
Wtedy dziurę kuk załatał
Świeżym naleśnikiem.
Gdy motorek diabli wzięli,
W sztormie poszły wszystkie szmaty,
To za spinakera robił
Biustonosz Agaty.
Kiedy flauta nas dorwała,
Osuszono wszystkie flaszki,
Kuk w kambuzie czynił zacier
Na bal kapitański.
Rok zmagałem się z żaglami,
By cumować w Ameryce,
Ale, kurwa, zapomniałem
Wyciągnąć kotwicę!
Kiedy ciężko Ci na duszy,
Kiedy w gardle znów Cię suszy,
Walnij sobie przyjacielu
Dużą dawkę chmielu.
Hej, ha, nalejcie piwa,
Niech się wszystkim w głowach kiwa,
Hej, ha, nalejcie piwa,
Niech się w głowach kiwa.
Żadna kurwa, żadna dziwka
Nie zastąpi kufla piwka,
Kto nie wierzy niech spróbuje,
Jak piwo smakuje.
Gdyby nawet jakaś lala
Była lepsza od Specjala,
Zaraz Cię obejmie trwoga,
Jaka ona droga.
Czy wesele, czy też pogrzeb,
W domu, pracy, nawet szkole,
Zdrowiej z kufla ściągać browar,
Niż doić jabole.
Gdy siedzimy sobie w "Dobrej",
Aga piwka nam podrzuca,
Kiedy chcemy zagrać w karty,
Ona nimi rzuca.
Gdy odurzą nas promile,
Film ma urwać się za chwilę,
Nikt dziś spojrzeć nie omieszka,
Gdzie stoi Agnieszka.
Każdy rano leczy kaca,
Każdy w kącie obiad zwraca,
W głowie szumi myśl leniwa,
Nigdy więcej piwa.
Dziś opowiem wam historię
Co zdarzyła się gdzieś w Rio
Bosman wódki nie chciał wypić
No i dostał w ryjo.
A że dzielnie się odgryzał
Cała gawiedź podkurwiona
Potem tylko wyszło na jaw
Wódka była chrzczona.
Bosman twarde jest chłopisko
Lepiej w drogę mu nie wchodzić
Pięciu gości już wynieśli
Szósty ledwie chodzi.
Barman co tę wódkę dawał
Długo biedak już nie pożył
Bo gdy bosman go zobaczył
W jaja mu przyłożył.
Po tej wielkiej bijatyce
Bosman w całym Rio znany
Tłum się kłębi dookoła
On jest podziwiany.
Wszystkie dziwki są już jego
Każda darmo da swe ciało
Zrobią tu dla niego wszystko
Byle mu się chciało.
Każda chce by ją przeleciał
A on wie jak im dogodzić
Bo po jego wizytacji
Wciąż nie mogą chodzić.
Dzisiaj bosman uśmiechnięty
Znowu wódki się napije
Nikt mu w Rio nie podskoczy
Bo wtedy nie żyje.
Potem im zaśpiewał szantę
Znaną prawie w całym świecie
No a jaki był jej refren
Chyba sami wiecie.
Pływał z nami jeden majtek,
Co go nazywali Kajtek,
Dziś załoga przerażona,
Bo to była ona.
Tylko bosman o tym wiedział,
Nic nikomu nie powiedział,
Za to dupczył ją zawzięcie,
Takie miał zajęcie.
W Mikołajkach żył raz żeglarz,
Zjadł grochówki talerz cały,
Potem pierdząc z rufy jachtu
Przepłynął kanały.
Do Giżycka dziś płyniemy,
Nieźle daje, szóstką wieje,
Jak tak dalej dobrze pójdzie,
Rozjebiemy keję.
W Amsterdamie była knajpa,
Która w herbie miała Gryfa,
Z której nikt nie wyszedł wcześniej,
Niż nie złapał syfa.
Eskimosi są weseli,
Myją moczem swoje żony,
Pędzą bimber z ryb popsutych
I zjadają wrony.
Grenlandczycy, lud gościnny,
Więc pracują gorączkowo,
Sprowadzają lód z Syberii,
Nie wiemy dla kogo.
Do Falklandu'śmy płynęli,
Goła baba mi się śniła.
Gdy się rano obudziłem,
Dziura w burcie była.
Na Yan Mayen wielka draka,
Opowiem, jak rzecz się miała,
Kiedy wzięto nas za desant,
Ludność się poddała.
Powiedziała mi dziewczyna
Żeby wodą wódkę popić.
Ja jej na to: "Idź do diabła,
Czy chcesz mnie utopić?"
I gdy skończy się choroba,
Chociaż ciągle ciąży głowa,
Uparcie biegniesz do baru,
Zaczerpnąć z browaru.
Pływał raz po morzu kucharz,
W rękach praktyk był Onana,
A załoga się dziwiła
Skąd w kawie śmietana.
Znałem pewnego kuchcika,
Co mu rumpel w dupie znika
I jak przyszła większa fala,
Oberwała jaja
Pływał raz marynarz młody,
Co go nazywali pszczółką,
Dupcył wszystko prócz zegara,
Chyba, że z kukułką.
Kuchnia nasza jest wspaniała,
Czterech już do morza wnieśli,
Pozostałych zaś latryna
Nie może pomieścić.
Była sobie panna Ola
co nie miała na jabola
a że stara to cwaniara
Kupiła browara
Okocimskie czy Wareckie
Świętokrzyskie czy Żywieckie
Każde piwo, każde zdrowe
Jak na moją głowę
Kiedy w dawnych czasach żyli,
Dobre piwo już robili,
Pili piwo pradziadowie,
Będą pić synowie.
Hej-że-ho! Polejcie piwa,
Niech się wszystkim głowa kiwa.
Hej-że-ho! Polejcie piwa,
Niech się głowa kiwa.
Pij więc chłopcze, pij na zdrowie,
Nie próbuj tracić kolejki,
No, bo jaki żeglarz w świecie,
Stroni od butelki?
Hej, ha! Kolejkę nalej!
Hej, ha! Kielichy wznieśmy!
Po kolejnej setce czystej
Pływać nam się zechce!
Znałem kiedyś dziewczę z Mazur,
Kochać bardzo się lubiła,
Gdy z góralem się przespała,
Zawału dostała.
Jedna dziewka była szybka,
Marynarzy pocieszała,
Jednak po szklaneczce whisky
Zaraz zasypiała.
Była w jednym porcie dziewka,
Co każdemu siebie dała,
Lecz ostatnio nie jest chętna,
Bo się zakochała.
Hej, ha! Wypijmy piwa!
Hej, ha! Wypijmy piwa!
Jak po tym browarze w słońcu
Dobrze nam się pływa!
Kormorany tam latały,
Z drzew już liście pospadały,
Od ptasiego gówna puszki
Z piwem pordzewiały.
Do Giżycka chcemy wracać,
Silnik sprawnie zapalamy,
Przywaliła się straż wodna:
Ciszę zakłócamy.
Na pagajach więc płyniemy,
Żagle przehandlowaliśmy,
Chociaż sternik pierdział ostro,
Nie przyspieszaliśmy.
Jachtem naszym była Daisy,
Po morzach pływała nieraz,
Na Mazurach wał z niej wypadł,
Poszła na dno zaraz.
Załoga niedoświadczona
Myślała, że to fontanna,
A to tylko statek tonął
Na środku Kisajna.
Gdy kolejki nie dotrzymasz,
To z kompanią się pożegnaj.
Widać, Bracie, żeś jest ceper,
Dupa, a nie żeglarz.
Nasz Kapitan twarda sztuka,
Nikt go tutaj nie oszuka,
Ale w końcu się skupimy
I mu wpierdolimy.
Na fregacie nie ma zmiłuj,
Zapierdalać trza od rana,
A wieczorem polerować
Laskę Kapitana.
Bosman na gitarze grywa,
Idzie mu to całkiem klawo,
Czasem chwyty popierdoli,
Wszyscy biją brawo.
Sternik, stary pijanica,
Ciągle biega, wódki szuka,
Jeden dzień bez alkoholu
I wyzionie ducha.
Płynie sobie statek prosto,
A załoga rzyga ostro,
Kiedyś woził on banany,
A dziś zarzygany.
Znałem kiedyś kapitana,
Urodził się chyba w piekle,
Bo jak nie miał co wyruchać,
To wyruchał szeklę.
Kuchnia nasza jest wspaniała,
Czterech już do morza wnieśli,
Pozostałych zaś latryna
Nie może pomieścić.
Pływał raz marynarz, który
Walił spiryt z grubej rury,
Główka go nic nie bolała,
Bo to był nasz FALA.
Ryży Czajnik, kiedy popił,
Robił bardzo głupie miny,
Czasem rzygał do kokpiku
I podpieprzał liny.
Dziś w Giżycku jakieś szanty,
Twierdza Boyen oblężona,
Takich tłumów nie widziano
Od czasów lugola.
Mocz się leje, browar leci,
Pewnie zrobią nowe dzieci,
Niech rosną młodzi żeglarze,
Życie im pokaże.
Browar płynie, mocz się leje,
Parka spieprza w jakieś knieje,
Pewnie zrobią nowe dziecię -
Dużo nas na świecie!
Za lat naście się spotkamy,
Przy browarku pogadamy,
Niech rosną młodzi żeglarze,
Życie im pokaże.
Będą pływać bez patentu,
Bo w Warszawie ktoś dał siana,
Pewnie wpieprzą się na keję,
Zabiją bosmana.
Wyślesz żeglarza młodego,
Po kilwater do bosmana,
Już nie wróci, będzie szukał
Do samego rana.
Była raz panienka, która
Chciała wskoczyć mi na prącie.
Jak się mama dowiedziała,
Tydzień stała w kącie.
Gdy już mama karę zdjęła,
Macać znowu mnie zaczęła,
Wciąż pytając tak dla ściemy,
Co tam mam w kieszeni?
Znałem pewnego żeglarza,
Pływaliśmy razem Tangiem,
Był tak silny, że na chuju
Umiał podnieść sztangę.
Gdy chciał wszystkim zaszpanować,
Rekord świata chyba pobił,
Jednak gdy mu kutas oklapł,
Dziurę w burcie zrobił.
Znałem w pewnym porcie dziewkę,
Była kiedyś niezła laska,
Odkąd walec ją przejechał,
Jest jak decha płaska.
Pływał z nami raz Kapitan -
Napalony transwestyta.
Cała załoga wołała
Na niego Lolita.
Gdy rzuciła go dziewczyna
Postanowił się utopić,
Przywiązał do chuja kamień
I do morza wskoczył.
Nagle wyleciał jak z procy
I mu trochę zrzedła mina,
Krzyczał, że na horyzoncie
Zobaczył rekina.
"O żesz kurwa!"- klął bez przerwy -
"Ale się najadłem strachu,
Nie można nawet spokojnie
Złożyć kości w piachu!"
Znałem raz pewnego majtka,
Był troszeczkę nienormalny,
Bo uprawiał z wielorybem
W wodzie seks analny.
Kiedy miodek szumi w głowie,
Zbiera się nam na wyznania,
Jak to było na początku
Naszego pływania.
Wiosłowanie trudna sztuka,
Więc do pniaka uwiązali.
Próbujemy drzewo wyrwać
Razem z korzeniami.
Gdy wiosłować już umiemy,
Nawet w miarę równo, składnie,
Trzeba żagle tak postawić
By nie spocząć na dnie.
Żagle białe już wciągnięte,
Mnóstwo było z tym zachodu,
Wreszcie stało się - płyniemy,
Lecz rufą do przodu.
Przy czwóreczce to DZ-ta
Jest łódeczką dla rajdowca,
Raz mieliśmy na bukszprycie
Głowę surfingowca.
Barka keją treningową,
Fakt pożałowania godny,
Gdy prędkości nie wytracisz,
Masz okręt podwodny.
Więc kursanci na manewrach
Mieli z faktem niezłą walkę,
Raz miast żagle poluzować
Przyjebali w barkę.
Pływał z nami pewien gościu,
Z prostszym rozumem od knagi,
Gdy się dorwał chłop do rumpla,
Kręcił rufo-sztagi.
Gdy zeszliśmy na nabrzeże,
W zapomnienie poszło morze,
Bo siedziało na polerze
Jakieś blond niebożę!
Popękały wszystkie spodnie,
Kiedy na nasz widok wstała,
Potem całe dwa tygodnie
Sufit oglądała!
Kiedy już odpływaliśmy,
Dla uciechy i dla sportu
Wcisnęliśmy do bakisty
Nasze dziewczę z portu.
Choć się fajnie żeglowało,
Każdy szukał wnet doktora,
Bo się kurwa okazało -
Mewka była chora.
W dzień trapiła ją gorączka,
W nocy ją swędziła cipa;
Pewnie była to rzeżączka,
No bo skąd by grypa?
Tam, gdzie straszne wichry wieją,
Tam, gdzie wódki nie sprzedają,
Tylko najlepsi żeglarze
Strachu nie zaznają
Stoi baca na przystani
I ogromnie się dziwuje,
Że wszyscy żeglarze mają
Takie wielkie chuje.
Coś na horyzoncie błyska,
Więc w przypływie euforii
"Pierwszy" wrzasnął, że to chyba
Brzegi Kalifornii!
To nie brzegi Sacramento,
Ino polska wieś Chałupy,
A te błyski, to nie złoto,
Tylko gołe dupy!
Gdy w beczce dno prześwieca
alkohol się zaleca,
pijmy więc pijmy chłopcy,
trunek nam nieobcy.
Gdy w żołądku tłuką fale
I chęć życia znika wszelka,
Nie trać bracie animuszu -
Jest jeszcze butelka!
Komu białe myszki nie śnią,
Ten za życia leży w dole,
My popłyńmy z naszą pieśnią
Poprzez monopole.
Źle w łódeczce jest baryłce,
Źle w łódeczce jest wódeczce.
Chcecie wiedzieć, gdzie jej dobrze?
Wlejcie mi szklaneczkę!
Kiedy nic Ci nie wychodzi,
Kiedy tęskni się do mamy,
Ktoś nam rzuca hasło: "Nalej!"
I się zalewamy.
A na widok iceberga
Każde ciało drży w kożuchu,
Jaś Pobożny śpiewa psalmy,
A my - po maluchu!
Znałem kiedyś kapitana,
Urodził się chyba w piekle,
Bo jak nie miał co wyruchać,
To wyruchał szeklę.
Trzymaj mnie, bo będę rzygał,
Trzymaj mnie, bo będe rzygał,
Trzymaj mnie, bo będę rzygał,
Trzymaj mnie, bo rzygam!
Każdy żeglarz wie od dziecka,
Co to "Czysta", co "Bałtycka",
I już jako jędrny malec
Macza w wódzie palec.
Pływał kiedyś majtek jeden
Masochista-pederasta,
Swe klejnoty często prażył
W prodiżu do ciasta.
A, że właśnie na tym statku,
Był cholerny problem z cukrem,
Wszyscy ciągle się dziwili,
Skąd to ciasto z lukrem?
Widzisz, biały szkwał się zbliża?
Zrzucaj szybko wszystkie szmaty
Jak nie zdążysz, to do Giża
Wpłyniesz przez zaświaty.
Zjeść co tanio w Mikołajkach?
Takiej knajpy się nie trafi!
Wszystkie dawno już są w rękach
Syryjczyków mafii.
W mej załodze był konował,
Co swe buty wciąż pucował,
Poza tym po czubek głowy
Strój miał adamowy.
Pływał z nami raz patałach;
Wnosił błoto na sandałach,
Po sztormie z niego zostały
Tylko te sandały
Chociaż była martwa cisza,
W dzień z Ogonków aż do Pisza
Przeszliśmy - lecz gorzko płacząc,
Bo ciągle burłacząc.
W "Zęzie" znowu tłok jest wielki
I zabawa pierwsza klasa,
Ktoś kumplowi odpiął szelki,
Widać mu k...olana. ;-)
Po Mazurach pływa człowiek,
Co się kryje własnym jachtem.
On się kryje lat sześćdziesiąt
Ciągle przed Wermachtem.
Żreć będziecie dzisiaj z zęzy!
Krzyczę do załogi w porcie.
Całe szczęście dla załogi
To było w Sztynorcie.
Kiedy znużysz się pływaniem
To śpiewaczka operowa
Rejs umili ci śpiewaniem
I lizaniem ro.....gówki. ;-)
Kiedy znudzą ci się panny,
Dziwki, zdziry i niecnotki,
To do "Morskich opowieści"
Dopisz nowe zwrotki!
W carskiej Rosji był krążownik,
Załoga się wygłupiała:
Gdy kapitan głośno pierdnął,
To strzelano z działa.
I przypadkiem tak się stało,
Chociaż za to nie dam głowy,
Dali sygnał do ataku
Na Pałac Zimowy.
Kuk gotował grochóweczkę,
Bo nic więcej nie potrafił,
Z Aurory śmierdziało z deczkę,
A Rosję szlag trafił..
Tak to człeku w życiu bywa,
Gdy Ci baba na łeb wlezie,
Jak Cię wciśnie pod pantofel,
To tak, jakbyś nie żył.
W wokółziemski rejs ruszałem,
Było w mediach dużo krzyku,
Ale zawsze dopływałem
Do knajpy w... Szczedrzyku!
lub w zależności od akwenu:
W wokółziemski rejs ruszałem
Marząc o niejednym porcie,
Ale zawsze dryfowałem
Do "Zęzy" w Sztynorcie.
Choć dmuchało tylko "cztery",
Jechaliśmy wciąż "na kancie",
Bo stawiałem genakera
Na własnym palancie!
Gdy "Starego" zmyła fala,
Chief na sterze stał do rana,
A my wszyscy dmuchaliśmy
Babę kapitana.
Znałem kiedyś dziewczę z Mazur,
Kochać bardzo się lubiała,
Gdy z góralem się przespała,
Zawału dostała.
Jedna dziewka była szybka,
Marynarzy pocieszała,
Jednak po szklaneczce whisky
Zaraz zasypiała.
Była w jednym porcie dziewka,
Co każdemu siebie dała,
Lecz ostatnio nie jest chętna,
Bo się zakochała.
Gdy na Dobskim pływaliśmy,
To łódkę wyjeb...śmy,
Dotarliśmy wpław do wyspy,
Gównem dostaliśmy.
Hej, ha! Wypijmy piwa!
Hej, ha! Wypijmy piwa!
Jak po tym browarze w słońcu
Dobrze nam się pływa!
Kormorany tam latały,
Z drzew już liście pospadały,
Od ptasiego gówna puszki
Z piwem pordzewiały.
Gdy do Doby dotarliśmy,
Piwa w sklepie już nie było,
Więc z tej dziury bardzo szybko
Trzeba nam odpłynąć.
Do Giżycka chcemy wracać,
Silnik sprawnie zapalamy,
Przywaliła się straż wodna:
Ciszę zakłócamy.
Na pagajach więc płyniemy,
Żagle przehandlowaliśmy,
Chociaż sternik pierdział ostro,
Nie przyspieszaliśmy.
Jachtem naszym była Daisy,
Po morzach pływała nieraz,
Na Mazurach wał z niej wypadł,
Poszła na dno zaraz.
Załoga niedoświadczona
Myślała, że to fontanna,
A to tylko statek tonął
Na środku Kisajna.
Więc nie pływaj nigdy jachtem,
Co na morzu przeżył życie,
Po małych polskich Mazurach -
Po co tracić życie.
Dziś w Giżycku jakieś szanty,
Twierdza Boyen oblężona,
Takich tłumów nie widziano
Od czasów lugola.
Mocz się leje, browar leci,
Pewnie zrobią nowe dzieci,
Niech rosną młodzi żeglarze,
Życie im pokaże.
Browar płynie, mocz się leje,
Parka spieprza w jakieś knieje,
Pewnie zrobią nowe dziecię -
Dużo nas na świecie!
Za lat naście się spotkamy,
Przy browarku pogadamy,
Niech rosną młodzi żeglarze,
Życie im pokaże.
Będą pływać bez patentu,
Bo ktoś tam dał sobie siana,
Pewnie wpieprzą się na keję,
Zabiją bosmana.
Gdy do portu przybijemy,
Wszyscy się do knajpy pchają
I już po godzinie picia
Nogi wyciągają.
Wszedł raz bosman do kibelka,
A tam majtek jadł serdelka,
Bosman zlał się z niego równo,
Myślał, że to GÓWNO.
Kiedy szliśmy przez Pacyfik,
Kaca miałem już od rana,
No i przez to zarzygałem
Koję Kapitana.
Pływał z nami raz Kapitan -
Napalony transwestyta.
Cała załoga wołała
Na niego Lolita.
Pływał z nami jeden pedał,
Marzył o tym całe życie,
Żeby zostać przedłużaczem
Z przodu na bukszprycie.
Znałem raz pewnego majtka,
Był troszeczkę nienormalny,
Bo uprawiał z wielorybem
W wodzie seks analny.
Gdy chciał wszystkim zaszpanować,
Rekord świata chyba pobił,
Jednak gdy mu kutas oklapł,
Dziurę w burcie zrobił..
Niewinne morskie opowieści... pełne wulgaryzmów i erotyki xDD
Cały świat nabiera treści,
Wtedy chętnie słucha człowiek
Morskich opowieści.
Hej, ha! Kolejkę nalej!
Hej, ha! Kielichy wznieśmy!
To zrobi doskonale
Morskim opowieściom.
Kto chce, to niechaj słucha,
Kto nie chce, niech nie słucha,
Jak balsam są dla ucha
Morskie opowieści.
Kto chce, to niechaj wierzy,
Kto nie chce, niech nie wierzy,
Nam na tym nie zależy,
Więc wypijmy jeszcze.
Łajba to jest morski statek,
Sztorm to wiatr, co dmucha z gestem,
Cierpi kraj na niedostatek
Morskich opowieści.
Pływał raz marynarz, który
Żywił się wyłącznie pieprzem,
Sypał pieprz do konfitury
I do zupy mlecznej.
Może ktoś się bardzo zżymał,
Mówiąc, że to zdrożne wieści,
Ale to jest właśnie klimat
Morskich opowieści.
Kto chce, ten niechaj wierzy,
Kto nie chce, niech nie wierzy,
Nam na tym nie zależy,
Więc wypijmy jeszcze
Był na Lwowie raz praktykant,
Dwumetrowy wielki taki,
przy kotwicznym kabestanie,
Połamał handszpaki.
Kolumb odkrył Amerykę,
Kiedy ścigał się z Halikiem,
Indianie się zarzekali,
Że pierwszy był Halik.
O wyprawie wokół globu,
Też fałszywe są pogłoski,
Pierwszy żaden tam Magellan,
Tylko Baranowski.
Znałem kiedyś kapitana
wielki był wielbiciel sportu
Stawiał żagle na fujarze
I wychodził z portu
Rudy Bronek, kiedy popił,
Robił bardzo groźne miny,
W Sztokholmie skakał
do wody i gonił rekiny.
I choć rekin twarda sztuka,
Ale Bronek w wielkiej złości
Łapał gada za ogona
I mu łamał kości
W trakcie postoju w porcie kapitan wypadł do wody kiedy pomagali jemu wyjść na pokład
na pytanie czego tam szukał odpowiedział “goniłem rekina”.
Był na “Gwarku” raz oficer
Krewną swą ze sobą włóczył
Targał ja po całym jachcie
Wachcie swej poruczył
Był na “Gwarku” młodszy majtek
Miał „carmeny” do wąchania,
„Sporty” zabrał do palenia
Gitarę do grania.
Małysz siedzi już na belce,
Patrzy ze spokojem z góry,
Jak się wkurwi to doleci
Na same Mazury.
Raz na Zegrzu była flauta,
Nagle w żagle coś nam dmucha,
A to płuca nadweręża
Włodek Zawierucha.
Kto chce, ten niechaj wierzy,
Kto nie chce, niech nie słucha.
Kto najlepszym KWŻ-etem?
Włodek Zawierucha.
Bosman portu "harleyowiec",
Co się na nas zawsze złościł,
W nodze, po licznych wypadkach
Ma plastik, nie kości.
Na jeziora wypłynęła
Galera z galerniczkami
Strzegł tam władzy kapitana
“Kot z pięcioma ogonami”
Gdy któraś coś źle zrobiła,
Wieczorem przy całej grupie,
Brał kapitan w rękę “kota’.
Bił po gołej pupie.
Rączka na niej pięć rzemyków
Dość “niewinnie” wyglądało
Lecz na mokrą goła pupę
Naprawdę bolało
Kiedy robiąc zwrot przez rufę
Jolka grota nie wybrała
To na apelu wieczornym
Trzy “koty” dostała
Basia idąc do “człowieka”
wykonała wiele zwrotów
i na apelu wieczornym
dostała sześć “kotów”
Przy podejściu do pomostu.
Kasia dziobem uderzyła
Za to po zachodzie słońca.
Dupcia w pręgach była.
Zapytacie galerniczek
Czy te razy się przydały
tak, bo kiedy był egzamin
Wszystkie dobrze zdały
Nelson, angielski Admirał,
Strzeliłby se w łeb i kwita,
Gdyby wiedział co dokonał,
Kloss, zwykły kapitan.
Kloss uciekał Niemcom zawsze
Nigdy jego nie złapali
A dorównać mu potrafił
Jedynie pies Szarik
U sąsiadów w Ukrainie
W Czernobylu pierdyknęło,
Elektrownia wyleciała
Pół miasta zginęło
Ruscy chcieli to zataić
Nikt nie wiedział co się dzieje
Ale Szwedzi wyczaili
I się lugol leje
Ref.: Hej, ha, lugola nalej,
Hej, ha, probówki wznieśmy,
Na chorobę popromienną,
Jest to lek najlepszy.
Bracia nic nie powiedzieli,
Myśleli, że się rozwieje,
Ale Szwedzi namierzyli,
Już się lugol leje.
Ciągle straszą nas Reganem,
Rakietami i kosmosem,
A tu bracia robią prezent
Pod samiutkim nosem.
Kiedy tylko coś tam gruchnie,
Wschodni wiatr ku nam zawieje,
Wtedy każdy chętnie spieprza
W niedostępną knieję.
Na Podlasiu się rozeszła
Wieść, co przyszła prosto z pola:
Chodźcie ludzie do ośrodka,
Dają tam lugola.
Krów na łące paść nie można,
Choć stężenie ciągle spada,
TASS agencja przecież wszędzie
Ciągle o tym gada.
Pierwszy Maja - Święto Pracy,
Na ulicach tłum wariuje,
A tu miłość od przyjaciół
Ciągle promieniuje.
Kiedy włosy mi wypadną
I biegunka mną zawładnie,
Co ja wtedy sobie myślę,
Tego nikt nie zgadnie.
W głowie coś mi strasznie łupie,
Skóra schodzi też płatami,
Lecz Ty miej to wszystko w dupie,
Śpiewaj razem z nami.
Kiedy zęby Ci wylecą,
Łysa pała Ci zostanie,
Wspomnisz Bracie dawne czasy,
Hej, lugola nalej!
Pij lugola, pij na zdrowie,
To się może przydać jeszcze,
Bo w Żarnowcu już budują,
Skończą za lat dwieście.
Na Europę padł strach blady,
Co sprytniejszy schron buduje,
Płaszcz gumowy na się wkłada,
Mleka nie kupuje.
A ja przecież wdzięczny jestem,
W sercu się zabliźnia rana,
Że mi zginąć nie pozwolą
Od rakiet Reagana.
Pływał sobie kleryk, który
Myślał, że go dupa boli,
Patrzy, a tu arcybiskup
W koi go pierdoli.
Aby o arcybiskupie
Naród długo nie pamiętał.
Zaraz na pożarcie jemu
Dali dyrygenta
Jak spod Helu raz dmuchnęło,
Żagle zdarła moc nadludzka,
Patrzę - w koje mi przywiało
Nagą babkę z Pucka.
Niech drżą gitary struny,
Niech wiatr grzywacze pieści,
Gdy płyniemy pod banderą
Morskich opowieści.
Był na "Lwowie" młody majtek,
Co nie ruchał przez rok chyba,
i wytryskiem swojej spermy
Zabił wieloryba
Raz bosmana rekin pożarł,
Lecz nie smućcie się kochani,
Bosman żyje, rekin umarł,
Zatruł się zbukami.
Kiedy bosman trypra złapał,
Obciął sobie własnym nożem,
A gdy rzucił go za burtę,
To wezbrało morze.
Hej bo wesoły uśmiech,
W czas burzy jest pogodą,
Uśmiech ku brzegom pędzi,
Rozgniewaną wodę.
Żagiel mój burzę niejedną przetrwał,
Nie raz nad głową wiatr kłębił chmury,
Bardziej o fajke dbam, by nie zgasła,
Niz o własną skórę.
Znałem kiedyś Chinkę w barze,
Co śpiewała piosnki sprośne,
Gdy kimono swe rozdziała,
Cycki miała skośne
Pływał z nami raz szantymen,
śpiewał bardzo niskim basem,
W rękach zawsze miał gitarę,
Ster trzymał kutasem
Kiedy mocny szkwalik przywiał,
Ster mu w jaja tak przywalił,
Już nie basem, a sopranem,
Panny w porcie bawił.
Gdy przy sterze dzisiaj siedzi,
Szanty sobie dalej śpiewa,
Bez akordów i gitary,
Tylko a'cappella.
Grant Kapitan z żoną pływał,
Nie dopatrzył raz załogi,
Odtąd ma bachorów kupę,
A na głowie rogi.
Znałem kiedyś kurtyzanę,
Co się zwała Ruda Brona,
W pół godziny obskoczyła
Eskadrę Nelsona.
Była raz w Londynie kurwa
Tak w rzemiośle wyrobiona,
Że w dwie doby obskoczyła
Eskadrę Nelsona.
Żyła raz w Londynie dziwka,
Co ją zwali Krwawa Bronka,
Bo jak zaciskała uda,
Obcinała członka.
I żadnemu żeglarzowi
Nie udało się jej dosiąść,
Bo dostawał opatrunek,
A ona korkociąg.
Ale trafił się marynarz,
Mieszkał podobno w Poczdamie,
Co drewnianą swą protezą
Zrobił kuku damie.
Znałem raz murzynkę w Rio,
Co w miłości była śmiała,
Nie uwierzysz daję słowo,
Całkiem w poprzek miała.
Znałem kiedyś pannę śliczną.
Maszty stawiać uwielbiała,
Chłopa z łajbą pomyliła,
Lecz nie żałowała.
Miała baba Mikołajka
Wciąż ciągnęła go za jajka,
Raz za jedno, raz za drugie,
Potem za to długie.
Znałem kiedyś marynarza,
Co miał pecha tak wielkiego,
Wsadził ptaszka między greting
I nie wyjął jego.
Znałem raz pewnego majtka,
Co miał oczy jak dwie cipy,
Złapał syfa w środku morza,
W dodatku od kipy.
A w połowie tego rejsu,
Majtek ów popełnił gafę
I z grotmasztu wpadł do wody
Jajami na rafę.
Pewien majtek miał dwie nogi,
Co się nie trzymały kupy,
Bo przed laty zbił majątek
Na dawaniu dupy.
Żyła w Gdańsku cnotka Zocha,
Z każdym chciałaby się kochać,
Lecz stalową cnotę miała,
Rzewnie więc płakała.
Zośka dzięki swym przymiotom,
Podpuszczalska była wielce,
Wielu więc miało złamane,
Niekoniecznie serce.
Larsen choć był harpunnikiem,
Nie mógł Zośce przebić cnoty,
Choć jednym rzutem harpuna,
topił trzy U-Booty.
Słuchaj rady młody majtku,
Strzeż się dziewcząt w Yokochamie,
Tam są gejsze takie szybkie,
Zgwałcą nim ci stanie.
Gdy kapitan zachorował,
Zrobiono mu lewatywę,
Wlano w niego galon wody,
Przez prezerwatywę.
Może biedak by wyzdrowiał,
Bo kuracja pierwsza klasa,
Ale kondom był dziurawy,
Dostał adidasa.
Mały Jasiu z brudnym pyskiem,
Na Darze Pomorza pływał,
A że krzywy miał interes,
Pysk se obsikiwał.
Kiedy smutno Ci na wachcie,
Chcesz rozerwać się troszeczkę,
Wkładasz granat między nogi
I ciągniesz zawleczkę,
Pływał raz marynarz który
Nosił w spodniach same dziury
Było widać przez te dziury
To co znoszą kury
Pij mój bracie, twoje zdrowie
Jutro ci się humor przyda
Spirytus ci nie zaszkodzi,
Sztorm idzie - wyrzygasz.
Kto chce, to niechaj słucha,
Kto nie chce, niech nie słucha,
Jak balsam są dla ucha
Morskie opowieści.
Od Falklandu-śmy płynęli,
Doskonale brała ryba,
Mogłeś wędką wtedy złapać
Nawet wieloryba
Kiedy znudzą Ci się szanty,
I żegluga, i Mazury,
Olej twego kapitana,
I spierdalaj w góry.
Znałem kiedyś marynarza,
Kochał piwo, no i tańce,
Jak się odlał to wypełniał
Śluzę na Guziance.
Raz stanąłem w Mikołajkach,
Patrzę, a tu spod "Pagaja"
Wychodzi stary marynarz
Bez lewego jaja.
W Mikołajkach żył raz żeglarz,
Zjadł grochówki talerz cały,
Potem pierdząc z rufy jachtu
Przepłynął kanały.
Do Giżycka dziś płyniemy,
Nieźle daje, szóstką wieje,
Jak tak dalej dobrze pójdzie,
Rozkurwimy keję.
Grant Kapitan z żoną pływał,
Nie dopatrzył raz załogi,
Odtąd ma bachorów kupę,
A na głowie rogi.
Była raz w Londynie kurwa
Tak w rzemiośle wyrobiona,
Że w dwie doby obskoczyła
Eskadrę Nelsona.
Żyła w Kołobrzegu dziwka,
Co ją zwali Krwawa Bronka,
Bo jak zaciskała uda,
Obcinała członka.
I żadnemu żeglarzowi
Nie udało się jej dosiąść,
Bo dostawał opatrunek,
A ona korkociąg.
Ale trafił się marynarz,
Mieszkał podobno w Poczdamie,
Co drewnianą swą protezą
Zrobił kuku damie.
W Amsterdamie była knajpa,
Która w herbie miała Gryfa,
Z której nikt nie wyszedł wcześniej,
Niż nie złapał syfa.
Eskimosi są weseli,
Myją moczem swoje żony,
Pędzą bimber z ryb popsutych
I zjadają wrony.
Grenlandczycy, lud gościnny,
Więc pracują gorączkowo,
Sprowadzają lód z Syberii,
Nie wiemy dla kogo.
Jak do Gdyni wracalismy,
Goła baba mi się śniła.
Gdy się rano obudziłem,
Dziura w burcie była.
Na Yan Mayen wielka draka,
Opowiem, jak rzecz się miała,
Kiedy wzięto nas za desant,
Ludność się poddała.
Kiedy szliśmy przez Pacyfik,
Wiatr pozrywał wszystkie wanty,
Przytuliłem się do klopa
I śpiewałem szanty.
Kiedy szliśmy przez Pacyfik,
Była wtedy straszna flauta,
Wprost na łajbę nam się zjebał
Ruski kosmonauta.
Powiedziała mi dziewczyna
Żeby wodą wódkę popić.
Ja jej na to: "Idź do diabła,
Czy chcesz mnie utopić?"
Znałem kiedyś pannę śliczną.
Maszty stawiać uwielbiała,
Chłopa z łajbą pomyliła,
Lecz nie żałowała.
Pływał raz marynarz, który
Żywił się wyłącznie wódką,
Dawał wódkę małolatom
No i prostytutkom.
Znałem raz pewnego majtka,
Kto nie wierzy, niech się śmieje,
Co swym chujem podczas wzwodu
Mógł zastąpić reje.
Znałem kiedyś marynarza,
Co miał pecha tak wielkiego,
Wsadził ptaszka między greting
I nie wyjął jego.
Znałem raz pewnego majtka,
Co miał oczy jak dwie cipy,
Złapał syfa w środku morza,
W dodatku od kipy.
A w połowie tego rejsu,
Majtek ów popełnił gafę
I z grotmasztu wpadł do wody
Jajami na rafę.
Pewien majtek miał dwie nogi,
Co się nie trzymały kupy,
Bo przed laty zbił majątek
Na dawaniu dupy.
Pływał raz po morzu kucharz,
W rękach praktyk był Onana,
A załoga się dziwiła
Skąd w kawie śmietana.
Pływał raz marynarz, który
Chuja miał jak trzy armaty
I wytryskiem swej giwery
Zatapiał fregaty.
Znałem raz pewnego kuka,
Co nie dupczył przez rok cały
I jak wsadził rybie w dupę,
To jej wyszły gały.
W dawnych czasach na żaglowcach
Żyły kozy tresowane,
Mogły one Ci zastąpić
Każdą kurtyzanę.
A gdy koza szła do kotła,
Bo czasami tak się zdarza,
To wtedy załoga cała
Jebała kucharza.
Pewien majtek miał papugę
Najsłynniejszą w całym świecie,
No bo była okrętową
Mistrzynią w minecie.
Za usługi tej papugi
Majtek pobierał dolara,
Nic dziwnego, w długim rejsie
Wzbogacił się zaraz.
A dla kogo za papugę
Była to za duża kwota,
Mógł pożyczyć od bosmana
Szczerbatego kota.
Pływał raz marynarz młody,
Co go nazywali pszczółką,
Dupcył wszystko prócz zegara,
Chyba, że z kukułką.
Żyła raz papuga, która
Miała tę jedną zaletę,
Że jak żadna inna dziwka
Robiła minetę.
Był na morzach taki zwyczaj
Iż załoga na żaglowce,
Że nie mogła zabrać żony,
Zabierała owce.
Nasz kapitan - twarda sztuka,
Nikt go dzisiaj nie odszuka,
Ale w końcu się skupimy
I mu wpierdolimy...
Była sobie kiedyś łódka,
Gdzie się ciągle lała wódka,
Opierdalał się tam sternik
- Czerwony Październik.
Tam przy burcie bosman pije,
konia przy tym sobie bije,
ale pić szybko nie może,
bo się zrzyga w morze.
Szczur lądowy - twarda sztuka,
Ciężko zabić go czymkolwiek,
Lecz gdy w morze miałby ruszyć,
Narobiłby w spodnie.
Statek z portu już wypływa,
Każdy w kącie ściska babę,
Smutny tylko jest Warszawiak,
On kocha Warszawę.
My jesteśmy Warszawiaki,
Co palymy kataryny,
Żagle stoją nam w łopocie,
My to pierdolymy.
Była sobie kiedyś łódka,
Gdzie się ciągle lała wódka,
Opierdalał się tam sternik -
"Czerwony Październik".
Gdy do portu przybijemy,
Wszyscy się do knajpy pchają
I już po godzinie picia
Nogi wyciągają.
W knajpie "Pod ponurą małpą"
Rządzi jedna z takim zadkiem,
Że niejeden już nie wiedział,
Co zrobić z uszatkiem.
Gdy kolejki nie dotrzymasz,
To z kompanią się pożegnaj.
Widać, Bracie, żeś jest ceper,
Dupa, a nie żeglarz.
Hej, chwała Panu Bogu,
Hej, Panu Bogu chwała,
Hej, kościół się zawalił,
Tawerna ostała.
Był raz szyper kutra "Brzytwa",
Jedna myśl go wciąż trapiła,
Bo on myślał, że ma trypra,
A to była kiła.
Popłynęła kiedyś z nami
Pewna dama dla ochoty,
Powróciła cała, zdrowa,
Ale już bez cnoty.
Nasz Kapitan twarda sztuka,
Nikt go tutaj nie oszuka,
Ale w końcu się skupimy
I mu wpier...my.
Na fregacie nie ma zmiłuj,
Zapier...ać trza od rana,
A wieczorem polerować
Laskę Kapitana.
Bosman na gitarze grywa,
Idzie mu to całkiem klawo,
Czasem chwyty popierdoli,
Wszyscy biją brawo.
Sternik, stary pijanica,
Ciągle biega, wódki szuka,
Jeden dzień bez alkoholu
I wyzionie ducha.
Znałem raz księżniczkę, która
Cipkę miała tak malutką,
Że dawała tylko z tyłu
I to krasnoludkom.
Płynie sobie statek prosto,
A załoga rzyga ostro,
Kiedyś woził on banany,
A dziś zarzygany.
Był raz sobie sternik, który
Na silniku ciągle pływał,
A że halsów nie rozróżniał,
Żagli nie używał.
Jak pływałem z chłopakami,
Cały miesiąc się nie myli,
Gdy poszli do "Tropicany",
To ich nie wpuścili.
Raz kapitan na żygaczu
Cały dzień przesiedział w sraczu.
Że turyści się nudzili,
Żygacz podpalili.
Znów pływaliśmy wieczorem,
A tu patrol z inspektorem,
Światła lśnią, syreny słyszę -
Mandat za pięć dyszek. (50 zł)
Kumpel gryzie już paznokcie,
Zęby chodzą niczym pilnik.
Co jest? - szturcham kumpla łokciem.
Mieli lepszy silnik!
Stąd nauka płynie prosta:
Jeśli pływać chcesz wieczorem,
Wyczarteruj łajbę z ponad
Stukonnym motorem.
Zwrotka ta jest ku przestrodze
Tych, co Włocha chcą w załodze.
Włosi zamiast śpiewać szanty
Haftują zza wanty.
Znacznie większa jest pociecha
Na jachcie z kucharza - Czecha.
Choć podaje knedle z ciastem,
Jest śmiesznym balastem.
Była dziwka w Węgorzewie,
Co kochała się na drzewie.
Pagaj z tego drzewa właśnie
Na pewno nie trzaśnie!
Żywy fracht nam pożarł flarę;
Z zada czuć mu było siarę.
Był to - w co nikt nie w uwierzy
- Żubr wprost z Białowieży.
Weź do ręki złoty trunek,
Polej go na takielunek.
Żaglom co piwka dostały
Nie straszne są szkwały.
Każdy naród ma swą mowę,
Taką mają też żeglarze,
Jak bardzo ważna to sztuka,
Zaraz się okaże.
Świeży adept na żeglarza
Krzyknął do kursantki młodej,
- Hej, Maryśka, jeno w mig tam,
Puść się na dziobowej!
A gorliwa Marysieńka
Do komendy wykonania,
Cumę ciągle dzierżąc w ręku,
Stoi bez ubrania.
Znałem kiedyś marynarza,
Był najlepszy zaraz po mnie,
Gdyśmy w Świnoujściu chlali,
Nasrał mi na spodnie.
Kiedy pływaliśmy razem,
Nie było nam równych prawie,
Aż do czasu, kiedy poznał
Dziewczę na zabawie.
Zaraz stracił humor cały
Wciąż wpatrzony w nią jak ciele,
A najgorsze, że zapomniał,
Co to przyjaciele.
Kiedy ciężko Ci na duszy,
Kiedy w gardle znów Cię suszy,
Walnij sobie przyjacielu
Dużą dawkę chmielu.
Hej, ha, nalejcie piwa,
Niech się wszystkim w głowach kiwa,
Hej, ha, nalejcie piwa,
Niech się w głowach kiwa.
Czy wesele, czy też pogrzeb,
W domu, pracy, nawet szkole,
Zdrowiej z kufla ściągać browar,
Niż doić jabola.
Każdy rano leczy kaca,
Każdy w kącie obiad zwraca,
W głowie szumi myśl leniwa,
Nigdy więcej piwa.
I gdy skończy się choroba,
Chociaż ciągle ciąży głowa,
Uparcie biegniesz do baru,
Zaczerpnąć z browaru.
Jedni jadą sobie w góry,
Drudzy jadą na Mazury,
A ja biorę swój Komarek,
Zapierdzielam na browarek.
Hej, ho, butelka piwa,
W czasie burzy jest osłodą,
Pijmy więc dużo piwa,
Z tą brzozową wodą.
Okocimskie czy Wareckie
Świętokrzyskie czy Żywieckie
Każde piwo, każde zdrowe
Jak na moją głowę
Siedzi diabeł na odpuście,
Słychać - w kuflu piwo chluśnie,
Zstąpił anioł z nieba szczytu,
Lecz nie miał kredytu.
Kiedy w dawnych czasach żyli,
Dobre piwo już robili,
Pili piwo pradziadowie,
Będą pić synowie.
Hej-że-ho! Polejcie piwa,
Niech się wszystkim głowa kiwa.
Hej-że-ho! Polejcie piwa,
Niech się głowa kiwa.
Pij więc chłopcze, pij na zdrowie,
Nie próbuj tracić kolejki,
No, bo jaki żeglarz w świecie,
Stroni od butelki?
Hej, ha! Kolejkę nalej!
Hej, ha! Kielichy wznieśmy!
Po kolejnej setce czystej
Pływać nam się zechce!
A gdy z sił już opadniemy,
Setkę znowu wypijemy
I od razu przyjdzie humor
Do picia na umór.
Gdyby ta kuracja kiedyś
Skutku w mig nam nie przyniosła,
Znaczy wódka była chrzczona,
Zmienić trzeba lokal.
A gdy siły nas opuszczą,
Każdy zaśnie pod pokładem,
Nie dobudzi nas kapitan,
Nawet samopałem.
Wyślesz żeglarza młodego,
Po kilwater do bosmana,
Już nie wróci, będzie szukał
Do samego rana.
W Węgorzewie mieszka dziewka,
Co każdemu się oddaje,
Z dołu Puszcza Amazońska,
Z góry Himalaje.
A jej siostra chodzi smutna,
Użyć też by sobie chciała,
Z góry Stepy Akermańskie,
A z dołu Sahara.
Była raz panienka, która
Chciała wskoczyć mi na prącie.
Jak się mama dowiedziała,
Tydzień stała w kącie.
Hej, ho, Angelika,
Hej, ho, Angelika,
Hej, ho, Angelika,
Wskocz mi na konika!
Gdy już mama karę zdjęła,
Macać znowu mnie zaczęła,
Wciąż pytając tak dla ściemy,
Co tam mam w kieszeni?
Była sobie Pchła-Szachrajka,
Co mi chciała lizać jajka.
Jak do gęby je wsadziła,
To się udusiła.
Znałem w pewnym porcie dziewkę,
Była kiedyś niezła laska,
Odkąd walec ją przejechał,
Jest jak decha płaska.
Kiedy miodek szumi w głowie,
Zbiera się nam na wyznania,
Jak to było na początku
Naszego pływania.
Wiosłowanie trudna sztuka,
Więc do pniaka uwiązali.
Próbujemy drzewo wyrwać
Razem z korzeniami.
Gdy wiosłować już umiemy,
Nawet w miarę równo, składnie,
Trzeba żagle tak postawić
By nie spocząć na dnie.
Żagle białe już wciągnięte,
Mnóstwo było z tym zachodu,
Wreszcie stało się - płyniemy,
Lecz rufą do przodu.
Przy czwóreczce to DZ-ta
Jest łódeczką dla rajdowca,
Raz mieliśmy na bukszprycie
Głowę surfingowca.
Barka keją treningową,
Fakt pożałowania godny,
Gdy prędkości nie wytracisz,
Masz okręt podwodny.
Więc kursanci na manewrach
Mieli z faktem niezłą walkę,
Raz miast żagle poluzować
Przyjebali w barkę.
Płynie łódź moja wzburzonym morzem,
Brzegu nie widać, wiatr w żagle wieje.
Inny by pewnie już stracił głowę
Ja się tylko śmieję:
Pływał z nami pewien gościu,
Z prostszym rozumem od knagi,
Gdy się dorwał chłop do rumpla,
Kręcił rufo-sztagi.
Znałem pewnego żeglarza,
Pływaliśmy razem Tangiem,
Był tak silny, że na chuju
Umiał podnieść sztangę.
Pływał raz marynarz, który
Walił spiryt z grubej rury,
Główka go też nie bolała,
Bo to był nasz FALA.
Ryży Czajnik, kiedy popił,
Robił bardzo głupie miny,
Czasem rzygał do kokpiku
I podpieprzał liny.
Przyszedł bosman do tawerny,
Piwo!!! wrzasnął gromkim głosem
I od razu dostał w zęby -
Nie powiedział "proszę".
Szczur lądowy - twarda sztuka,
Ciężko zabić go czymkolwiek,
Lecz gdy w morze miałby ruszyć,
Narobiłby w spodnie.
Statek z portu już wypływa,
Każdy w kącie ściska babę,
Smutny tylko jest Warszawiak,
On kocha Warszawę.
My jesteśmy Warszawiaki,
Co palymy kataryny,
Żagle stoją nam w łopocie,
My to pierdolymy.
Gdy do portu przybijemy,
Wszyscy się do knajpy pchają,
I już po godzinie picia
Nogi wyciągają.
W knajpie "Pod ponurą małpą"
Rządzi jedna z takim zadkiem,
Że niejeden już nie wiedział,
Co zrobić z uszatkiem.
Gdy kolejki nie dotrzymasz,
To z kompanią się pożegnaj.
Widać, Bracie, żeś jest ceper,
Dupa, a nie żeglarz.
Kiedy rum zaszumi w głowie,
W knajpie ruda tańczy cizia,
Każdy chętnie zapomina,
Co go w dupę gryzie.
Popłynęła kiedyś z nami
Pewna dama dla ochoty,
Powróciła cała zdrowa,
Ale już bez cnoty.
Na fregacie nie ma zmiłuj,
Zapierdalać trza od rana,
A wieczorem polerować
Laskę Kapitana.
Bosman na gitarze grywa,
Idzie mu to całkiem klawo,
Czasem chwyty popierdoli,
Wszyscy biją brawo.
Sternik, stary pijanica,
Ciągle biega, wódki szuka,
Jeden dzień bez alkoholu
I wyzionie ducha.
Znałem raz księżniczkę, która
Cipkę miała tak malutką,
Że dawała tylko z tyłu
I to krasnoludkom.
Płynie sobie statek prosto,
A załoga rzyga ostro,
Kiedyś woził on banany,
A dziś zarzygany.
Znałem kiedyś kapitana,
Urodził się chyba w piekle,
Bo jak nie miał co wyruchać,
To wyruchał szeklę.
Każdy żeglarz wie od dziecka,
Co to "Czysta", co "Bałtycka",
I już jako jędrny malec
Macza w wódzie palec.
Pływał kiedyś majtek jeden
Masochista-pederasta,
Swe klejnoty często prażył
W prodiżu do ciasta.
A, że właśnie na tym statku,
Był cholerny problem z cukrem,
Wszyscy ciągle się dziwili,
Skąd to ciasto z lukrem?
Gdy w żołądku tłuką fale
I chęć życia znika wszelka,
Nie trać bracie animuszu -
Jest jeszcze butelka!
Komu się białe myszki nie śnią,
Ten za życia leży w dole,
My popłyńmy z naszą pieśnią
Poprzez monopole.
Źle w łódeczce jest baryłce,
Źle w łódeczce jest wódeczce.
Chcecie wiedzieć, gdzie jej dobrze?
Wlejcie mi szklaneczkę!
Kiedy nic Ci nie wychodzi,
Kiedy tęskni się do mamy,
Ktoś nam rzuca hasło: "Nalej!"
I się zalewamy.
A na widok iceberga
Każde ciało drży w kożuchu,
Jaś Pobożny śpiewa psalmy,
A my - po maluchu!
Jeśli myślisz, że piosenka
Trochę się nie trzyma kupy,
To układaj własne zwrotki,
Nie zawracaj dupy.
Kumpel nazwać swoją łajbę
Chciał tytułem jakiejś pieśni,
Ja mu na to - daj jej imię
"Morskie Opowieści".
Był raz sobie sternik, który
Na silniku ciągle pływał,
A że halsów nie rozróżniał,
Żagli nie używał.
Jak pływałem z chłopakami,
Cały miesiąc się nie myli,
Gdy poszli do "Tropicany",
To ich nie wpuścili.
Raz kapitan na żygaczu
Cały dzień przesiedział w sraczu.
Że turyści się nudzili,
Żygacz podpalili.
ps. Żygacz, żygadło - jest to dość popularne wśród żeglarzy
określenie jednostki pływającej "Ż"eglugi Mazurskiej. :-)))
Każdy naród ma swą mowę,
Taką mają też żeglarze,
Jak bardzo ważna to sztuka,
Zaraz się okaże.
Świeży adept na żeglarza
Krzyknął do kursantki młodej,
- Hej, Maryśka, jeno w mig tam,
Puść się na dziobowej!
A gorliwa Marysieńka
Do komendy wykonania,
Cumę ciągle dzierżąc w ręku,
Stoi bez ubrania.
Zgraja tłoczy się przy barze,
Śmierdzi potem knajpa cała,
Piękna Lola weszła nagle,
Zgraja zawołała.
Kiedy w rejs znowu wypłynę,
Miej w pamięci wspólne chwile,
Walkę będę z sobą toczył
I o swoje życie.
Hej, bracie, wódki polej,
Niech mi gardło znowu pieści,
Taka jest życiowa kolej
Morskich Opowieści.
Piwko w barze się skończyło,
I już nie ma kogo pieścić,
Zanuć sobie do poduszki
Morskie Opowieści.
Kiedy pływaliśmy razem,
Nie było nam równych prawie,
Aż do czasu, kiedy poznał
Dziewczę na zabawie.
Zaraz stracił humor cały
Wciąż wpatrzony w nią jak ciele,
A najgorsze, że zapomniał,
Co to przyjaciele.
Tak to człeku w życiu bywa,
Gdy Ci baba na łeb wlezie,
Jak Cię wciśnie pod pantofel,
To tak, jakbyś nie żył.
W wokółziemski rejs ruszałem,
Było w mediach dużo krzyku,
Ale zawsze dopływałem
Do knajpy w... Szczedrzyku!
W wokółziemski rejs ruszałem
Marząc o niejednym porcie,
Ale zawsze dryfowałem
Do "Zęzy" w Sztynorcie.
Choć dmuchało tylko "cztery",
Jechaliśmy wciąż "na kancie",
Bo stawiałem genakera
Na własnym palancie!
Gdy nam dno przebiła rafa
I nasz szyper wpadł w panikę,
Wtedy dziurę kuk załatał
Świeżym naleśnikiem.
Gdy motorek diabli wzięli,
W sztormie poszły wszystkie szmaty,
To za spinakera robił
Biustonosz Agaty.
Kiedy flauta nas dorwała,
Osuszono wszystkie flaszki,
Kuk w kambuzie czynił zacier
Na bal kapitański.
Rok zmagałem się z żaglami,
By cumować w Ameryce,
Ale, kurwa, zapomniałem
Wyciągnąć kotwicę!
Kiedy ciężko Ci na duszy,
Kiedy w gardle znów Cię suszy,
Walnij sobie przyjacielu
Dużą dawkę chmielu.
Hej, ha, nalejcie piwa,
Niech się wszystkim w głowach kiwa,
Hej, ha, nalejcie piwa,
Niech się w głowach kiwa.
Żadna kurwa, żadna dziwka
Nie zastąpi kufla piwka,
Kto nie wierzy niech spróbuje,
Jak piwo smakuje.
Gdyby nawet jakaś lala
Była lepsza od Specjala,
Zaraz Cię obejmie trwoga,
Jaka ona droga.
Czy wesele, czy też pogrzeb,
W domu, pracy, nawet szkole,
Zdrowiej z kufla ściągać browar,
Niż doić jabole.
Gdy siedzimy sobie w "Dobrej",
Aga piwka nam podrzuca,
Kiedy chcemy zagrać w karty,
Ona nimi rzuca.
Gdy odurzą nas promile,
Film ma urwać się za chwilę,
Nikt dziś spojrzeć nie omieszka,
Gdzie stoi Agnieszka.
Każdy rano leczy kaca,
Każdy w kącie obiad zwraca,
W głowie szumi myśl leniwa,
Nigdy więcej piwa.
Dziś opowiem wam historię
Co zdarzyła się gdzieś w Rio
Bosman wódki nie chciał wypić
No i dostał w ryjo.
A że dzielnie się odgryzał
Cała gawiedź podkurwiona
Potem tylko wyszło na jaw
Wódka była chrzczona.
Bosman twarde jest chłopisko
Lepiej w drogę mu nie wchodzić
Pięciu gości już wynieśli
Szósty ledwie chodzi.
Barman co tę wódkę dawał
Długo biedak już nie pożył
Bo gdy bosman go zobaczył
W jaja mu przyłożył.
Po tej wielkiej bijatyce
Bosman w całym Rio znany
Tłum się kłębi dookoła
On jest podziwiany.
Wszystkie dziwki są już jego
Każda darmo da swe ciało
Zrobią tu dla niego wszystko
Byle mu się chciało.
Każda chce by ją przeleciał
A on wie jak im dogodzić
Bo po jego wizytacji
Wciąż nie mogą chodzić.
Dzisiaj bosman uśmiechnięty
Znowu wódki się napije
Nikt mu w Rio nie podskoczy
Bo wtedy nie żyje.
Potem im zaśpiewał szantę
Znaną prawie w całym świecie
No a jaki był jej refren
Chyba sami wiecie.
Pływał z nami jeden majtek,
Co go nazywali Kajtek,
Dziś załoga przerażona,
Bo to była ona.
Tylko bosman o tym wiedział,
Nic nikomu nie powiedział,
Za to dupczył ją zawzięcie,
Takie miał zajęcie.
W Mikołajkach żył raz żeglarz,
Zjadł grochówki talerz cały,
Potem pierdząc z rufy jachtu
Przepłynął kanały.
Do Giżycka dziś płyniemy,
Nieźle daje, szóstką wieje,
Jak tak dalej dobrze pójdzie,
Rozjebiemy keję.
W Amsterdamie była knajpa,
Która w herbie miała Gryfa,
Z której nikt nie wyszedł wcześniej,
Niż nie złapał syfa.
Eskimosi są weseli,
Myją moczem swoje żony,
Pędzą bimber z ryb popsutych
I zjadają wrony.
Grenlandczycy, lud gościnny,
Więc pracują gorączkowo,
Sprowadzają lód z Syberii,
Nie wiemy dla kogo.
Do Falklandu'śmy płynęli,
Goła baba mi się śniła.
Gdy się rano obudziłem,
Dziura w burcie była.
Na Yan Mayen wielka draka,
Opowiem, jak rzecz się miała,
Kiedy wzięto nas za desant,
Ludność się poddała.
Powiedziała mi dziewczyna
Żeby wodą wódkę popić.
Ja jej na to: "Idź do diabła,
Czy chcesz mnie utopić?"
I gdy skończy się choroba,
Chociaż ciągle ciąży głowa,
Uparcie biegniesz do baru,
Zaczerpnąć z browaru.
Pływał raz po morzu kucharz,
W rękach praktyk był Onana,
A załoga się dziwiła
Skąd w kawie śmietana.
Znałem pewnego kuchcika,
Co mu rumpel w dupie znika
I jak przyszła większa fala,
Oberwała jaja
Pływał raz marynarz młody,
Co go nazywali pszczółką,
Dupcył wszystko prócz zegara,
Chyba, że z kukułką.
Kuchnia nasza jest wspaniała,
Czterech już do morza wnieśli,
Pozostałych zaś latryna
Nie może pomieścić.
Była sobie panna Ola
co nie miała na jabola
a że stara to cwaniara
Kupiła browara
Okocimskie czy Wareckie
Świętokrzyskie czy Żywieckie
Każde piwo, każde zdrowe
Jak na moją głowę
Kiedy w dawnych czasach żyli,
Dobre piwo już robili,
Pili piwo pradziadowie,
Będą pić synowie.
Hej-że-ho! Polejcie piwa,
Niech się wszystkim głowa kiwa.
Hej-że-ho! Polejcie piwa,
Niech się głowa kiwa.
Pij więc chłopcze, pij na zdrowie,
Nie próbuj tracić kolejki,
No, bo jaki żeglarz w świecie,
Stroni od butelki?
Hej, ha! Kolejkę nalej!
Hej, ha! Kielichy wznieśmy!
Po kolejnej setce czystej
Pływać nam się zechce!
Znałem kiedyś dziewczę z Mazur,
Kochać bardzo się lubiła,
Gdy z góralem się przespała,
Zawału dostała.
Jedna dziewka była szybka,
Marynarzy pocieszała,
Jednak po szklaneczce whisky
Zaraz zasypiała.
Była w jednym porcie dziewka,
Co każdemu siebie dała,
Lecz ostatnio nie jest chętna,
Bo się zakochała.
Hej, ha! Wypijmy piwa!
Hej, ha! Wypijmy piwa!
Jak po tym browarze w słońcu
Dobrze nam się pływa!
Kormorany tam latały,
Z drzew już liście pospadały,
Od ptasiego gówna puszki
Z piwem pordzewiały.
Do Giżycka chcemy wracać,
Silnik sprawnie zapalamy,
Przywaliła się straż wodna:
Ciszę zakłócamy.
Na pagajach więc płyniemy,
Żagle przehandlowaliśmy,
Chociaż sternik pierdział ostro,
Nie przyspieszaliśmy.
Jachtem naszym była Daisy,
Po morzach pływała nieraz,
Na Mazurach wał z niej wypadł,
Poszła na dno zaraz.
Załoga niedoświadczona
Myślała, że to fontanna,
A to tylko statek tonął
Na środku Kisajna.
Gdy kolejki nie dotrzymasz,
To z kompanią się pożegnaj.
Widać, Bracie, żeś jest ceper,
Dupa, a nie żeglarz.
Nasz Kapitan twarda sztuka,
Nikt go tutaj nie oszuka,
Ale w końcu się skupimy
I mu wpierdolimy.
Na fregacie nie ma zmiłuj,
Zapierdalać trza od rana,
A wieczorem polerować
Laskę Kapitana.
Bosman na gitarze grywa,
Idzie mu to całkiem klawo,
Czasem chwyty popierdoli,
Wszyscy biją brawo.
Sternik, stary pijanica,
Ciągle biega, wódki szuka,
Jeden dzień bez alkoholu
I wyzionie ducha.
Płynie sobie statek prosto,
A załoga rzyga ostro,
Kiedyś woził on banany,
A dziś zarzygany.
Znałem kiedyś kapitana,
Urodził się chyba w piekle,
Bo jak nie miał co wyruchać,
To wyruchał szeklę.
Kuchnia nasza jest wspaniała,
Czterech już do morza wnieśli,
Pozostałych zaś latryna
Nie może pomieścić.
Pływał raz marynarz, który
Walił spiryt z grubej rury,
Główka go nic nie bolała,
Bo to był nasz FALA.
Ryży Czajnik, kiedy popił,
Robił bardzo głupie miny,
Czasem rzygał do kokpiku
I podpieprzał liny.
Dziś w Giżycku jakieś szanty,
Twierdza Boyen oblężona,
Takich tłumów nie widziano
Od czasów lugola.
Mocz się leje, browar leci,
Pewnie zrobią nowe dzieci,
Niech rosną młodzi żeglarze,
Życie im pokaże.
Browar płynie, mocz się leje,
Parka spieprza w jakieś knieje,
Pewnie zrobią nowe dziecię -
Dużo nas na świecie!
Za lat naście się spotkamy,
Przy browarku pogadamy,
Niech rosną młodzi żeglarze,
Życie im pokaże.
Będą pływać bez patentu,
Bo w Warszawie ktoś dał siana,
Pewnie wpieprzą się na keję,
Zabiją bosmana.
Wyślesz żeglarza młodego,
Po kilwater do bosmana,
Już nie wróci, będzie szukał
Do samego rana.
Była raz panienka, która
Chciała wskoczyć mi na prącie.
Jak się mama dowiedziała,
Tydzień stała w kącie.
Gdy już mama karę zdjęła,
Macać znowu mnie zaczęła,
Wciąż pytając tak dla ściemy,
Co tam mam w kieszeni?
Znałem pewnego żeglarza,
Pływaliśmy razem Tangiem,
Był tak silny, że na chuju
Umiał podnieść sztangę.
Gdy chciał wszystkim zaszpanować,
Rekord świata chyba pobił,
Jednak gdy mu kutas oklapł,
Dziurę w burcie zrobił.
Znałem w pewnym porcie dziewkę,
Była kiedyś niezła laska,
Odkąd walec ją przejechał,
Jest jak decha płaska.
Pływał z nami raz Kapitan -
Napalony transwestyta.
Cała załoga wołała
Na niego Lolita.
Gdy rzuciła go dziewczyna
Postanowił się utopić,
Przywiązał do chuja kamień
I do morza wskoczył.
Nagle wyleciał jak z procy
I mu trochę zrzedła mina,
Krzyczał, że na horyzoncie
Zobaczył rekina.
"O żesz kurwa!"- klął bez przerwy -
"Ale się najadłem strachu,
Nie można nawet spokojnie
Złożyć kości w piachu!"
Znałem raz pewnego majtka,
Był troszeczkę nienormalny,
Bo uprawiał z wielorybem
W wodzie seks analny.
Kiedy miodek szumi w głowie,
Zbiera się nam na wyznania,
Jak to było na początku
Naszego pływania.
Wiosłowanie trudna sztuka,
Więc do pniaka uwiązali.
Próbujemy drzewo wyrwać
Razem z korzeniami.
Gdy wiosłować już umiemy,
Nawet w miarę równo, składnie,
Trzeba żagle tak postawić
By nie spocząć na dnie.
Żagle białe już wciągnięte,
Mnóstwo było z tym zachodu,
Wreszcie stało się - płyniemy,
Lecz rufą do przodu.
Przy czwóreczce to DZ-ta
Jest łódeczką dla rajdowca,
Raz mieliśmy na bukszprycie
Głowę surfingowca.
Barka keją treningową,
Fakt pożałowania godny,
Gdy prędkości nie wytracisz,
Masz okręt podwodny.
Więc kursanci na manewrach
Mieli z faktem niezłą walkę,
Raz miast żagle poluzować
Przyjebali w barkę.
Pływał z nami pewien gościu,
Z prostszym rozumem od knagi,
Gdy się dorwał chłop do rumpla,
Kręcił rufo-sztagi.
Gdy zeszliśmy na nabrzeże,
W zapomnienie poszło morze,
Bo siedziało na polerze
Jakieś blond niebożę!
Popękały wszystkie spodnie,
Kiedy na nasz widok wstała,
Potem całe dwa tygodnie
Sufit oglądała!
Kiedy już odpływaliśmy,
Dla uciechy i dla sportu
Wcisnęliśmy do bakisty
Nasze dziewczę z portu.
Choć się fajnie żeglowało,
Każdy szukał wnet doktora,
Bo się kurwa okazało -
Mewka była chora.
W dzień trapiła ją gorączka,
W nocy ją swędziła cipa;
Pewnie była to rzeżączka,
No bo skąd by grypa?
Tam, gdzie straszne wichry wieją,
Tam, gdzie wódki nie sprzedają,
Tylko najlepsi żeglarze
Strachu nie zaznają
Stoi baca na przystani
I ogromnie się dziwuje,
Że wszyscy żeglarze mają
Takie wielkie chuje.
Coś na horyzoncie błyska,
Więc w przypływie euforii
"Pierwszy" wrzasnął, że to chyba
Brzegi Kalifornii!
To nie brzegi Sacramento,
Ino polska wieś Chałupy,
A te błyski, to nie złoto,
Tylko gołe dupy!
Gdy w beczce dno prześwieca
alkohol się zaleca,
pijmy więc pijmy chłopcy,
trunek nam nieobcy.
Gdy w żołądku tłuką fale
I chęć życia znika wszelka,
Nie trać bracie animuszu -
Jest jeszcze butelka!
Komu białe myszki nie śnią,
Ten za życia leży w dole,
My popłyńmy z naszą pieśnią
Poprzez monopole.
Źle w łódeczce jest baryłce,
Źle w łódeczce jest wódeczce.
Chcecie wiedzieć, gdzie jej dobrze?
Wlejcie mi szklaneczkę!
Kiedy nic Ci nie wychodzi,
Kiedy tęskni się do mamy,
Ktoś nam rzuca hasło: "Nalej!"
I się zalewamy.
A na widok iceberga
Każde ciało drży w kożuchu,
Jaś Pobożny śpiewa psalmy,
A my - po maluchu!
Znałem kiedyś kapitana,
Urodził się chyba w piekle,
Bo jak nie miał co wyruchać,
To wyruchał szeklę.
Trzymaj mnie, bo będę rzygał,
Trzymaj mnie, bo będe rzygał,
Trzymaj mnie, bo będę rzygał,
Trzymaj mnie, bo rzygam!
Każdy żeglarz wie od dziecka,
Co to "Czysta", co "Bałtycka",
I już jako jędrny malec
Macza w wódzie palec.
Pływał kiedyś majtek jeden
Masochista-pederasta,
Swe klejnoty często prażył
W prodiżu do ciasta.
A, że właśnie na tym statku,
Był cholerny problem z cukrem,
Wszyscy ciągle się dziwili,
Skąd to ciasto z lukrem?
Widzisz, biały szkwał się zbliża?
Zrzucaj szybko wszystkie szmaty
Jak nie zdążysz, to do Giża
Wpłyniesz przez zaświaty.
Zjeść co tanio w Mikołajkach?
Takiej knajpy się nie trafi!
Wszystkie dawno już są w rękach
Syryjczyków mafii.
W mej załodze był konował,
Co swe buty wciąż pucował,
Poza tym po czubek głowy
Strój miał adamowy.
Pływał z nami raz patałach;
Wnosił błoto na sandałach,
Po sztormie z niego zostały
Tylko te sandały
Chociaż była martwa cisza,
W dzień z Ogonków aż do Pisza
Przeszliśmy - lecz gorzko płacząc,
Bo ciągle burłacząc.
W "Zęzie" znowu tłok jest wielki
I zabawa pierwsza klasa,
Ktoś kumplowi odpiął szelki,
Widać mu k...olana. ;-)
Po Mazurach pływa człowiek,
Co się kryje własnym jachtem.
On się kryje lat sześćdziesiąt
Ciągle przed Wermachtem.
Żreć będziecie dzisiaj z zęzy!
Krzyczę do załogi w porcie.
Całe szczęście dla załogi
To było w Sztynorcie.
Kiedy znużysz się pływaniem
To śpiewaczka operowa
Rejs umili ci śpiewaniem
I lizaniem ro.....gówki. ;-)
Kiedy znudzą ci się panny,
Dziwki, zdziry i niecnotki,
To do "Morskich opowieści"
Dopisz nowe zwrotki!
W carskiej Rosji był krążownik,
Załoga się wygłupiała:
Gdy kapitan głośno pierdnął,
To strzelano z działa.
I przypadkiem tak się stało,
Chociaż za to nie dam głowy,
Dali sygnał do ataku
Na Pałac Zimowy.
Kuk gotował grochóweczkę,
Bo nic więcej nie potrafił,
Z Aurory śmierdziało z deczkę,
A Rosję szlag trafił..
Tak to człeku w życiu bywa,
Gdy Ci baba na łeb wlezie,
Jak Cię wciśnie pod pantofel,
To tak, jakbyś nie żył.
W wokółziemski rejs ruszałem,
Było w mediach dużo krzyku,
Ale zawsze dopływałem
Do knajpy w... Szczedrzyku!
lub w zależności od akwenu:
W wokółziemski rejs ruszałem
Marząc o niejednym porcie,
Ale zawsze dryfowałem
Do "Zęzy" w Sztynorcie.
Choć dmuchało tylko "cztery",
Jechaliśmy wciąż "na kancie",
Bo stawiałem genakera
Na własnym palancie!
Gdy "Starego" zmyła fala,
Chief na sterze stał do rana,
A my wszyscy dmuchaliśmy
Babę kapitana.
Znałem kiedyś dziewczę z Mazur,
Kochać bardzo się lubiała,
Gdy z góralem się przespała,
Zawału dostała.
Jedna dziewka była szybka,
Marynarzy pocieszała,
Jednak po szklaneczce whisky
Zaraz zasypiała.
Była w jednym porcie dziewka,
Co każdemu siebie dała,
Lecz ostatnio nie jest chętna,
Bo się zakochała.
Gdy na Dobskim pływaliśmy,
To łódkę wyjeb...śmy,
Dotarliśmy wpław do wyspy,
Gównem dostaliśmy.
Hej, ha! Wypijmy piwa!
Hej, ha! Wypijmy piwa!
Jak po tym browarze w słońcu
Dobrze nam się pływa!
Kormorany tam latały,
Z drzew już liście pospadały,
Od ptasiego gówna puszki
Z piwem pordzewiały.
Gdy do Doby dotarliśmy,
Piwa w sklepie już nie było,
Więc z tej dziury bardzo szybko
Trzeba nam odpłynąć.
Do Giżycka chcemy wracać,
Silnik sprawnie zapalamy,
Przywaliła się straż wodna:
Ciszę zakłócamy.
Na pagajach więc płyniemy,
Żagle przehandlowaliśmy,
Chociaż sternik pierdział ostro,
Nie przyspieszaliśmy.
Jachtem naszym była Daisy,
Po morzach pływała nieraz,
Na Mazurach wał z niej wypadł,
Poszła na dno zaraz.
Załoga niedoświadczona
Myślała, że to fontanna,
A to tylko statek tonął
Na środku Kisajna.
Więc nie pływaj nigdy jachtem,
Co na morzu przeżył życie,
Po małych polskich Mazurach -
Po co tracić życie.
Dziś w Giżycku jakieś szanty,
Twierdza Boyen oblężona,
Takich tłumów nie widziano
Od czasów lugola.
Mocz się leje, browar leci,
Pewnie zrobią nowe dzieci,
Niech rosną młodzi żeglarze,
Życie im pokaże.
Browar płynie, mocz się leje,
Parka spieprza w jakieś knieje,
Pewnie zrobią nowe dziecię -
Dużo nas na świecie!
Za lat naście się spotkamy,
Przy browarku pogadamy,
Niech rosną młodzi żeglarze,
Życie im pokaże.
Będą pływać bez patentu,
Bo ktoś tam dał sobie siana,
Pewnie wpieprzą się na keję,
Zabiją bosmana.
Gdy do portu przybijemy,
Wszyscy się do knajpy pchają
I już po godzinie picia
Nogi wyciągają.
Wszedł raz bosman do kibelka,
A tam majtek jadł serdelka,
Bosman zlał się z niego równo,
Myślał, że to GÓWNO.
Kiedy szliśmy przez Pacyfik,
Kaca miałem już od rana,
No i przez to zarzygałem
Koję Kapitana.
Pływał z nami raz Kapitan -
Napalony transwestyta.
Cała załoga wołała
Na niego Lolita.
Pływał z nami jeden pedał,
Marzył o tym całe życie,
Żeby zostać przedłużaczem
Z przodu na bukszprycie.
Znałem raz pewnego majtka,
Był troszeczkę nienormalny,
Bo uprawiał z wielorybem
W wodzie seks analny.
Gdy chciał wszystkim zaszpanować,
Rekord świata chyba pobił,
Jednak gdy mu kutas oklapł,
Dziurę w burcie zrobił..
Przeliczy ktoś te zwrotki? Bo mi śię nie chce...